Eksploracja z podtekstem filozoficznym – Recenzja The Old City: Leviathan
Uwielbiam gry niezależne, dziwne i odbiegające od utartych w branży schematów, a o jednej z nich chciałbym opowiedzieć Wam właśnie dzisiaj. Mowa tutaj o The Old City: Leviathan – intrygującej produkcji, która stworzona została przez ekipę z PostMod Softworks. Tytuł ten jest o tyle „ciekawy”, że w całości opiera się na eksploracji kolejnych przestrzeni, słuchaniu monologu głównego bohatera i zagłębianiu się w umieszczone wokoło notatki i zapiski. A będzie co czytać, gdyż według zapewnień twórców, czekają na nas w sumie teksty o łącznej liczbie 30 tys. słów. Brzmi imponująco, prawda? Ponadto tytuł ten ma w sobie wiele filozoficznych podtekstów, a twórcy obrali sobie za cel przybliżyć nam nieco teorię poznania. Czego to się już w grach nie robi…
Zapewne już teraz budzą się w Was skojarzenia z Dear Esther – tytułem, który w 2012 roku wywołał spore kontrowersje, gdyż wiele osób uważało określanie go mianem „gry” za bardzo nie na miejscu. Chociaż dzisiaj w dobie gier-seriali od Telltale Games, nikogo nie dziwią już tytuły, które przechodzą się praktycznie same… Wróćmy jednak do Dear Esther – abstrahując od faktu, że tytuł ten w całości bazował na niesamowitym klimacie, to w gruncie rzeczy opierał się na parciu przed siebie i chłonięciu – roznoszącej się wokół – niesamowitej atmosfery. The Old City: Leviathan opiera się w głównej mierze na tym samym, chcąc wywołać w nas wrażenie niesamowitości zarówno świata, jak i serwowanej nam opowieści. Niestety nie do końca się to udaje…
W moim przypadku nie zaiskrzyło… a dlaczego? Podejrzewam, że jest to kwestia świata gry, którego wizja nie do końca mnie przekonała. Niestety, jeśli w tego rodzaju produkcjach ten element nie przypadnie nam do gustu, to… tak naprawdę cała gra jest tylko i wyłącznie parciem naprzód, w oczekiwaniu na finał opowieści. Jeśli chodzi o wykorzystany silnik graficzny, to twórcy użyli tutaj UDK, czyli Unreal Engine 3. Poniżej możecie obejrzeć nagrany przez nas materiał, który powinien śmigać w 60 FPS-ach – niestety aktualnie różnice zobaczycie tylko w przeglądarce od wujka Google.
Podsumowując. W The Old City: Leviathan nie uświadczymy żadnych elementów zręcznościowych czy zagadek, a „akcja” skupia się tu wyłącznie na eksploracji kolejnych przestrzeni. Wiele z dostępnych tutaj elementów jest tak naprawdę opcjonalna – nie musimy więc odwiedzić każdego zakamarka ani przeczytać każdej notatki czy zapisku. Wtedy jednak świat gry zostaje pozbawiony całej swej niesamowitości, a grę można ukończyć w niecałą godzinę. Zdaję sobie sprawę, że tytuł ten nie łudzi graczy niczym, poza rzekomo intrygującymi doznaniami filozoficznymi. Wyraźnie brakowało mi tutaj czegoś „więcej”, czegoś co łączyłoby poziom narracji z poziomem akcji – chociażby w sposób, w jaki to miało miejsce w Montague’s Mount czy MIND: Path to Thalamus. Mimo więc całej tej mistyczności roznoszącej się wokoło, nie czułem się tym tytułem usatysfakcjonowany, a wręcz zmęczony. Nie żebym się rozczarował, po prostu liczyłem na coś więcej…
Plusy:+ początkowe wrażenie mistyczności |
Minusy:– twórcy powinni bardziej skupić się na graczach, a nie na opowiadanej historii |
Co do kwestii elementów przygodowych – to akurat rzecz dyskusyjna.. Cały klimat świata gry oparty jest na świecie przedstawionym i czytaniu notatek – to one stanowią siłę gry i działają na wyobraźnie. Producent zresztą daleki jest od nazwania tej gry – grą w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, podkreślając, że nie tworzy projektu dla wszystkich. Poza tym na jednym z for angielskich można dowiedzieć się, że trzeba mieć też pewne pojęcie na temat epistemologii (dziedzina filozofii), żeby zrozumieć niektóre wątki psychologiczne, które są intrygujące i w sposób niekonwencjonalny igrają z umysłem gracza (Co istnieje naprawdę? Co jest tylko w naszym umyśle… Itd.) Jednym słowem – „gra” jest humanistycznie angażująca, jednocześnie będąc wymagającą zarazem. Rozumiem zarzut do czytania tekstów, lecz trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to produkt skierowany do specyficznego grona odbiorców.
Zgadzam się, dlatego stwierdziłem, że gra jest tylko dla fanów takiego rodzaju „przygód” i jeśli nie zagłębimy się w znalezione teksty, to fabuła pozostanie dla nas tajemnicą. A dlaczego uznałem to za minus? Bo brakowało mi tutaj klimatu, który spowodowałby, że chciałbym coraz to bardziej zagłębiać się i studiować znalezione zapiski oraz notatki. Na szczęście znajdzie się wiele osób, którym tytuł ten się spodoba – bo pomysł jest ciekawy! Dlatego postanowiłem o nim napisać :)
Mimo wszystko, możliwe, że kolejne epizody wyjaśnią niedopowiedzenia z pierwszej części ;]
Kocham eksploracje i pamiętam Dear Esther, które było dla mnie świetne. Myślę, że to wystarczające powody, aby sprawdzic ten tytuł :)
Mogłeś skończyć na dwóch pierwszych akapitach – wtedy na pewno zainteresowałbym się tym tytułem :D Dużo opisów i nawiązania do Dear Esther – super. Brak tego bliżej niezidentyfikowanego „czegoś” + zajmującego gameplayu – już niekoniecznie. Albo mi się wydaje, albo to problem coraz większej liczby gier…
Masz rację, coraz więcej nowych tytułów cierpi na brak tego „czegoś”. Można by to nazwać klimatem, atmosferą albo po prostu przywiązaniem gracza do postaci. Chyba, że to tylko my się starzejmy ;)