Gdy głównym celem jest wojna! – Kampania dla pojedynczego gracza w Battlefield 4
Zazwyczaj na wstępie przypominam Wam historię danej serii gier, wspominam również o producencie, wydawcy itp. – tym razem jednak tytuł, który opisuję, jest częścią serii na tyle znanej i „lubianej”, że chyba nikt się nie obrazi jak przejdę od razu do konkretów. Po pierwsze, tekst ten dotyczy jedynie kampanii dla pojedynczego gracza (single player), która de facto zawsze była jedynie dodatkiem do kolejnych odsłon Battlefield’a (a było ich całe mnóstwo). Jak powszechnie wiadomo, twórcy skupili się bowiem na trybie sieciowym – i trzeba przyznać, że pozwala im to od wielu lat utrzymywać wysoką pozycję na rynku (twórcą jest DICE, a wydawcą Electronic Arts). Jednak z zapowiedzi Battlefield’a 4 można było wywnioskować, że tym razem coś się zmieni! Obiecywano wciągającą oraz satysfakcjonującą kampanię dla pojedynczego gracza i… (cholera!) na zapowiedziach niestety się skończyło :-(
Każdy powód jest dobry do wojny – przynajmniej w grach komputerowych. W fabule usprawiedliwia się to zazwyczaj faktem, że nieodpowiednie osoby dochodzą do władzy i z jakiegoś powodu chcą (zniszczyć) opanować świat… a do ratunku jak zawsze uprawnieni są jedynie „dobrzy” Amerykanie. Boże! Co byśmy bez nich zrobili, chyba świat rozpadł by się na kawałki! Wróćmy jednak do samej gry, gdyż jak widzicie nad fabułą nie ma sensu się rozpisywać – ot kolejna, wymyślona na kolanie historia. Co zatem może nas zainteresować w kampanii dla pojedynczego gracza? Spowodować, że będzie nam się chciało przejść 7 misji, które przygotowali dla nas twórcy? Może grafika? Gra co prawda śmiga na nowym silniku graficznym (Frostbite 3), mimo to jednak „szału” nie robi – zapowiadano wiele, a w rzeczywistości nie ma aż takiego skoku w porównaniu do Battlefield’a 3. W prawdzie na ekranie uświadczymy sporo efektów, na przykład: świetną grę świateł i cieni, dobrze odwzorowaną mimikę twarzy, nawet niezłe tekstury otoczenia (grałem na ustawieniach Ultra) – ale nie zmienia to faktu, że wciąż mamy do czynienia z liniowym do bólu tytułem. Oczywiście możecie zapytać: „Czegóż to oczekiwałeś po tego rodzaju produkcji?”. Tym bardziej, że gra ta jest przecież głównie nastawiona na sieciowe potyczki, co zapewnia jej ogromną popularność. Cóż, może faktycznie liczyłem na zbyt wiele… gameplay dostępny jest poniżej.
Podsumowując. Kampania dla pojedynczego gracza jest w Battlefield 4 co najwyżej przeciętna. Twórcy zaserwowali nam słabą historię, która w dodatku jest jedynie tłem dla parcia na przód i strzelania do wszystkiego, co pojawia się przed naszym celownikiem. Co prawda grafika jest niezła i sama eksterminacja wrogów nawet przyjemna – jednak po takim tytule spodziewałem się o wiele, wiele więcej. Przejście kampanii zajęło mi dokładnie 5 godzin i liczyłem przynajmniej na ciekawy finał rozgrywki, ale… przeliczyłem się. Tak krótkiego i mało satysfakcjonującego finału w żaden sposób nie rekompensuje nawet kilka zakończeń, mnóstwo broni i wyposażenia do wyboru oraz możliwość sterowanie pojazdami, czołgami i łodziami… Battlefield 4 może i rządzi w rozgrywkach sieciowych – jednak w trybie dla pojedynczego gracza jest po prostu słaby. Jest również świetnym przykładem tego, jak kampania marketingowa potrafi zdziałać więcej, niż sama wartość danego tytułu.
Może dołączysz do dyskusji?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy, możesz być pierwszy!