Moebius – czyli kontrowersja po koreańsku
Dzisiaj chciałbym zaprezentować Wam garść informacji na temat najnowszego dzieła jednego z moich ulubionych azjatyckich twórców, które zatytułowane jest Moebius. Od razu na wstępie dodam, że jest to film dość kontrowersyjny – przez co nie każdemu przypadnie do gustu… Tytuł ten stworzony został przez koreańskiego reżysera Kim Ki-duka, którego jak zapewne wiecie darzę miłością wielką (o czym pisałem przy okazji listy najlepszych azjatyckich reżyserów). Przez ostatnie lata miałem niewątpliwą przyjemność dość dokładnie przyjrzeć się jego dorobkowi artystycznemu i w ogromnej większości przypadków byłem wręcz oczarowany tym, co jako widzowi – zostało mi zaprezentowane. Jego filmy bez wątpienie nie należą do tytułów „łatwych” w odbiorze – tematy śmierci, przemocy, cierpienia, obojętności, czy też prostytucji są obecne w niemal każdym z nich. Z drugiej jednak strony, jak żaden inny reżyser potrafi on uchwycić marność i bezcelowość ludzkiej egzystencji. Nie zobaczymy tutaj „szczęśliwych zakończeń”, a jedynie ukojenie w postaci śmierci… która jest zarazem wybawieniem dla bohaterów stworzonych przez tego kontrowersyjnego, koreańskiego reżysera.
Już na początku naszej przygody z filmem Moebius, czeka nas lekki szok w postaci sceny odcinania męskich narządów płciowych. Mówi się, że zdradzona kobieta potrafi być bezwzględna – ale czy aż do takiego stopnia? Bohaterami są tutaj członkowie pewnej koreańskiej rodziny, która w wyniku kilku „niefortunnych” wydarzeń wystawiona została na ciężką próbę. Okazuje się, że kobieta (podwójna rola Lee Eun-Woo) po nieudanej próbie odcięcia penisa swojemu niewiernemu mężowi (znany z innych filmów tego reżysera Cho Jae-Hyun) postanawia uczynić to swojemu własnemu synowi – co już może przyprawiać o dreszcze… Później kobieta znika (bynajmniej tylko pozornie), a my obserwujemy zmagania ojca (który postanawia oddać synowi swoje przyrodzenie) i syna w walce o zaspokojenie podstawowych potrzeb seksualnych (tak – wiem, jak to brzmi). Będzie też scena zbiorowego gwałtu, trochę przemocy i motyw religijny (w wielkim skrócie rzecz jasna). Samo zakończenie jest po prostu niesamowite i zostawia w tyle większość „kontrowersyjnych” europejskich filmów. Po prostu kino koreańskie nie ma w tej kwestii sobie równych i raczej długo mieć nie będzie.
No tak, film na pewno nie dla każdego, niby widziałam kilka produkcji Tego Pana, a mimo to wspomniana początkowa scena na długo zagości w mojej pamięci… Ale to chyba dobrze, mało teraz jest filmów wywołujących takie emocje. A Kim Ki-Duk nie owija w bawełnę – podejmuje się trudnych tematów i pokazuje do czego może doprowadzić „kilka niefortunnych wydarzeń”. Jednym zdaniem, za każdym razem daje do myślenia! :)