Niespodziwany powrót do Cichego Wzgórza – Recenzja Silent Hill: Alchemilla
Gry z serii Silent Hill są do dzisiaj jednymi z moich ulubionych tytułów z gatunku survival horroru. Wspominałem o tym zresztą przy okazji wielu tekstów, wychwalając zwłaszcza drugą część serii i jej świetny soundtrack, do którego wracam przy różnych okazjach po dziś dzień. Bynajmniej nie mam dzisiaj na celu rozwodzić się zbyt wiele o grach z tej serii – a o darmowym modzie do gry Half-Life 2, który zatytułowany został właśnie Silent Hill: Alchemilla. Całość śmiga na silniku Source, a za jego stworzenie odpowiada rosyjska grupa White Noise i od razu zaznaczę, że ze swojego zadania wywiązali się oni wręcz perfekcyjnie. Spakujcie więc najpotrzebniejsze rzeczy i przygotujcie się na podróż w zakamarki własnej przeszłości – najwyższy czas wybrać się do Silent Hill.
Silent Hill: Alchemilla, czy jak kto woli Half-Life 2: Alchemilla pozwoli nam na ponowne rozkoszowanie się nieodpartym urokiem Cichego Wzgórza. Naszą przygodę rozpoczynamy w pewnym tajemniczym domu, by po chwili przenieść się już w inne, bardziej znane fanom serii rejony. Odwiedzimy więc m.in. tytułowy Alchemilla Hospital, Silent Hill Town Center, budynki przywodzące na myśl Blue Creek Apartments czy South Ashfield oraz przemierzymy malownicze uliczki samego miasta. Fabuła koncentruje się tutaj na pewnym mężczyźnie, który we wspomnianym szpitalu próbuje znaleźć odpowiedzi na dręczącą go traumę. Kluczem do całej sprawy wydaje się niejaki doktor Kaufman, nasze relacje z nim i… więcej nie będę zdradzał, żeby nie popsuć Wam zabawy.
Samo wstawienie słów „Silent Hill” do nazwy nie gwarantuje sukcesu, o czy przekonaliśmy się m.in. przy okazji filmu Silent Hill: Apokalipsa – o którego istnieniu wolałbym zapomnieć. Z kolei gry z serii od części czwartej (The Room), wyraźnie traciły już coraz więcej ze swojego uroku. Mod Alchemilla fabularnie nie jest może tak wyniosły jak np. SH2, ale mimo wszystko zdecydowanie wart jest uwagi i poświęconego mu czasu. Nie uświadczymy tutaj żadnej walki, a jedynie całkiem przyjemne zagadki logiczne. Momentami wkurzało mnie, że musiałem po raz enty sprawdzać te same lokacje w poszukiwaniu wskazówek – ale to cena, którą płaci się jeśli nie zrobi się tego na początku. Fragmenty rozgrywki znajdziecie poniżej, ale 60 FPS zobaczycie tylko na Google Chrome.
Podsumowując. Jeśli chociaż trochę zachęciłem Was do spróbowania swoich sił z modem Silent Hill: Alchemilla, to możecie pobrać go tutaj. Do działania potrzebny jest klient Steam i najnowsze Source SDK (bez problemu znaleźć można również wersje no-steam). Twórcy chcieli zaimplementować również elementy walki z obsługą broni, niestety nie mogli znaleźć osoby, która byłaby w stanie pomóc im w dodaniu wspomnianych funkcji. Ale czy naprawdę brakowało mi ich podczas rozgrywki? Owszem, byłyby to elementy urozmaicające nieco zabawę, ale można się bez nich obejść. Dojście do finału opowieści zajęło mi około 6 godzin. Sam mod jest również dowodem na to, jak kilku fanów może stworzyć coś naprawdę wartościowego :)
Plusy:+ wracamy do starego, dobrego Silent Hill |
Minusy:– chciałoby się grać dłużej! |
Klimat fajny. Natomiast… Dodałbym jeszcze wielki minus za zakończenie. Rozumiem, że jest to MOD, ale tak się nie powinno się kończyć żadnej produkcji. Gry przygodowe, podobnie jak powieści, powinny miejsc swoją strukturę fabularną. Jeśli dobra gra zbliża się ku końcowi, to da się wyczuć i przewidzieć. W tym wypadku zakończenie jest urwane i pozbawione sensu.
Cześć :) Odnośnie samego moda, to niestety motyw z wypadkiem samochodowym, jego konsekwencjami i rolą doktora Kaufmana w tej historii – był do przewidzenia od mniej więcej połowy rozgrywki. W kwestii zakończenia, to zgodzę się, że mogli się bardziej postarać – tak jak np. Sergey Noskov przy https://gracz.org/samotnosc-w-pociagu-recenzja-the-train/ (stworzył ją praktycznie sam!). Gry z serii Silent Hill przyzwyczaiły nas już do tego, że często sami musimy wywnioskować, dopowiedzieć sobie czy wręcz „odgadnąć” niektóre elementy fabuły i motywy głównych bohaterów. Taki w końcu ich urok.
Tak. Chodziło mi bardziej o techniczny aspekt zakończenia, bo zakończenia Silent Hill zawsze były fajne i pobudzały wyobraźnie :)
Zamierzam sprawdzić tego moda w niedalekiej przyszłości. SH to moja ulubiona seria horrorów, a brak walki traktuję jedynie jako zaletę – Silent Hills zapowiada się na zbyt porąbane jak na moje nerwy, ale to będzie w sam raz, przynajmniej żaden potwór mnie nie dopadnie. :D
W końcu cisza często potrafi być bardziej przeraźliwa, niż niejeden potwór czy nawet sama walka z nim. Pamiętam, jak w SH2 podczas wizyty w jakiejś piwnicy nie było słychać kompletnie nic… aż tu nagle z zza rogu wyłania się Piramidogłowy :-P To było tyle lat temu, a mimo to wciąż to wspominam.