Tamagotchi i nie tylko, czyli elektroniczne zabawki z mojego dzieciństwa
Święta już za pasem, miasta ubrane choinkami i światełkami, w sklepach tłumy ludzi, a w domach zapach piernika. To wszystko sprzyja rozmyślaniu i sentymentalnym podróżom w przeszłość. Również i mnie trochę porwał ten klimat :) Dlatego zamierzam nieco powspominać i przypomnieć Wam stare, proste elektroniczne gierki, które lądowały swego czasu pod niejedną choinką. I choć do wypaśnych tabletów, smartfonów i nowego Xbox’a wiele im brakuje, to wtedy potrafiły pochłonąć nas bez reszty.
Nu, pogodi! – czyli tzw. „Ruskie jajka” (od 1986)
„Ruskie jajka” to słynna w latach 80. gierka wzorowana na znanej kreskówce zza wschodniej granicy o tytule Wilk i Zając. Początkowo łapanie toczących się z kurnika jajek było proste, gdy jednak zając przyśpieszał rzucanie – robiło się gorąco. Gierka produkowana była od 1986 roku przez rosyjską firmę Elektronika (Электроника) na wzór starych, japońskich gier Nintendo i nadal jest do kupienia na internetowych aukcjach. W serii wyszły także inne, jak Mysteries of the Ocean (1989), Explorers of Space (1989), czy Space Flight (1992), choć sama nie miałam przyjemności na nich zagrać.
Brick Game (od ok. 1990) – układanie klocków dla każdego
Któż nie posiadał tego pożeracza czasu. To dość tanie, mieszczące się z powodzeniem w plecaku czy torebce urządzenie zawierało nie tylko sztandarowego Tetrisa, ale także… 9998 innych gier. Mieliśmy więc do dyspozycji układnie klocków w przeróżnych wariantach i szybkościach, wyścigi samochodowe, słynnego Snake’a, Arkanoida, ping-ponga oraz wiele, wiele innych – żyć nie umierać :) Gwiazdą niewątpliwie jest tu jednak Tetris, więc zdecydowanie warto poświęcić mu chwilkę.
Ta kultowa gra logiczna stworzona została przez Aleksieja Pażytnowa oraz jego współpracowników, Dimitrija Pawłowskiego i Wadima Gierasimowa, a pojawiła się na rynku po raz pierwszy 6 czerwca 1984 roku w Związku Radzieckim. Na Zachód trafiła natomiast w wyniku przemytu… i została wręcz pokochana. Tetris to marka sama w sobie – każdy rozpozna te kostki oraz charakterystyczny motyw muzyczny, którego możecie posłuchać tutaj. Przeprowadzono nawet badania, które dowiodły, że regularne granie w Tetrisa powoduje przyrost gęstości kory mózgowej i rozwija zdolności kognitywne. Nic tylko przeszukać szuflady i grać – oldschoolowo, na naszej małej „konsolce”.
Tamagotchi i… moje pierwsze zwierzątko (od 1996)
Przenosimy się w lata 90., a dokładniej ich drugą połowę, kiedy to co drugie dziecko w szkole siedziało na przerwie ze swoim elektronicznym zwierzątkiem. Stworzona w 1996 roku w Japonii przez Aki Maitę zabawka, szybko zyskała miłość na całym świecie. No bo fajnie opiekować się pupilem ukrytym w małym, plastikowym „jajku”, które można zabrać ze sobą wszędzie, a nie wymaga tyle uwagi co żywe stworzenie. Oczywiście jak zwykle, na rynku mieliśmy zarówno oryginalne wersje produkowane przez firmę Bandai, jak i wiele podróbek – co jednak nie umniejszało zabawy. Pamiętam do dziś tą radość jak zwierzak rósł i zmieniał postać, ale też i smutek gdy po przebudzeniu okazywało się, że na wyświetlaczu zamiast słodkiego króliczka jest jego nagrobek… Dziś nadal są dostępne, jednak niewątpliwie wyparte przez nowocześniejsze urządzenia i aplikacje.
Na rynku było (i jest nadal) więcej różnych elektronicznych zabawek, jednak te wydają mi się najbardziej kultowe i charakterystyczne dla mojego dzieciństwa. Występowały one oczywiście w różnych wersjach i modyfikacjach. Nie brałam tu też pod uwagę bardziej skomplikowanych konsol, bo o tym być może niedługo napiszemy osobny tekst.
Szczerze mówiąc, to Tamagotchi do dzisiaj trzyma się całkiem nieźle. Karolina ma tutaj sporo do powiedzenia, bo lubi takie zwierzaki. :) Ma dwa nowsze modele, totalnie pojechane, zwłaszcza jak je się porówna do tych z dzieciństwa – jeden z nich ma kolorowy wyświetlacz i wymianę danych przez podczerwień z innymi urządonkami (a nawet można wrzucić własnoręcznie stworzone rzeczy, czy ściągnięte z netu, jak się ma nadajnik IR), drugi w ogóle ma możliwość wymiany danych z innym jajkiem przez NFC. Jej, ta technika. :) Ja także miałem za młodu takie jajeczko z jakimś kurczakiem, choć zawsze marzyłem o własnym V-Pecie z Digimonami – nie tak dawno temu na starość spełniłem sobie to marzenie. ;D
Na szczęście na spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno :) a to dowód na to, jakaż z niej kultowa zabawka – nadal potrafi cieszyć zarówno dzieci, jak i dorosłych.