Miss Zombie – czyli martwa pośród żywych
Jeszcze do niedawna wydawało mi się, że temat związany z zombie, który bądź co bądź ostatnio przeżywa prawdziwy rozkwit (głównie za sprawą serialu The Walking Dead) był już eksploatowany na wszystkie możliwe sposoby. Mieliśmy już okazję zobaczyć wiele kombinacji związanych z nieumarłymi – ostatnio znajomy (podziękowania dla go3) podesłał mi nawet link do zapowiadającego się po prostu fenomenalnie filmu o zombie bobrach, którego dosłownie i w przenośni obrazują słowa – istna masakra ;-) Kilka dni temu postanowiłem jednak dać szansę pewnemu japońskiemu dziełu, które wyreżyserował niejaki Hiroyuki Tanaka, a zatytułowane zostało Miss Zombie. Sama fabuła koncertuje się tutaj wokół pewnej rodziny, która postanowiła sprawić sobie dość niecodzienną pomoc domową – w postaci nieżyjącej już dziewczyny (w tej roli Ayaka Komatsu). Poziom wirusa (który to zabija nas, by potem ożywić) jest u niej rzekomo na tyle niski, że jest ona w stanie koegzystować z normalnymi ludźmi. Sprawy jednak odrobinę się komplikują, kiedy w wyniku nieszczęśliwego wypadku ginie syn jej „właścicieli” i postanawiają oni wskrzesić go z małą pomocą swojej nowej gosposi.
Głównym motywem filmu są tutaj relacje tytułowej „nieżywej” lub „umarłej” – jak kto woli, bohaterki z otoczeniem. Obserwujemy więc jak radzi ona sobie w świecie, gdzie zwykli (żywi rzecz jasna) ludzie traktują ją jak… nic nie znaczący i nic nie czujący zlepek gnijącego mięsa i kości. Bo przecież zombie nie żyją, prawda? Nic nie czują i nic nie znaczą? Jak więc można urazić lub obrazić kogoś, kto nie żyje? Reżyser stara się jednak przedstawić nam swoją wizję „życia po śmierci”, gdzie tytułowa zombie dziewczyna miewa przebłyski wspomnień. Czasami nawet wydaje się, że czuje i rozumie co się dzieje wokół i… wspomina to jak kiedyś była żywa. Obserwujemy to w formie krótkich scen, które pojawiają się co jakiś czas. Można nawet odnieść wrażenie, iż ciężko jej zaakceptować fakt, że nie żyje?! Ehh… Sam motyw miewających wspomnienia zombie jest nawet ciekawy, gdyż zostawia spore pole do popisu dla reżysera. W pewnym momencie zaczynamy nawet jej współczuć, co skłania do refleksji nad sensem życia i śmierci oraz tym, co tak naprawdę czyni nas ludźmi. Film nie jest może kamieniem milowym w historii kina, ale warto go obejrzeć z (na przykład) tych kilku wyżej opisanych względów. Ciekawe, co jeszcze czeka nas w kwestii związanej z tematyką zombie, aż strach się bać… a film oczywiście polecam – ale tylko fanom gatunku.
Ewidentnie masz nosa do nietypowych produkcji ;)
Których niestety nikt nie chce oglądać… ale to już inny temat. Przynajmniej nie będę miał sobie za złe, że nie próbowałem kogoś namówić ^_^