Niezapomniana podróż Larsa von Triera – Recenzja Domu, który zbudował Jack
Lars von Trier podczas swojej kariery wypracował już sobie opinię reżysera genialnego i nietuzinkowego, balansującego na granicy dobrego smaku i abstrakcji. Kiedy pierwszy raz obejrzałem Antychrysta (2009) byłem pod ogromnym wrażeniem tego, jak można w tak oryginalny i wysmakowany sposób ująć ludzkie cierpienie. Film ten ze wszystkich jego dzieł utkwił mi w pamięci najbardziej, ponieważ był hołdem dla rosyjskiego reżysera Andrieja Tarkowskiego (twórcy filmowego Stalkera), którego twórczość von Trier podziwiał i była dla niego inspiracją. Jak więc sami się domyślacie, miałem spore oczekiwania względem najnowszego filmu duńskiego reżysera. Ostatecznie Dom, który zbudował Jack mnie nie zawiódł… choć może jednak odrobinę?
Główną rolę w filmie otrzymał Matt Dillon. Od lat mam nieodparte wrażenie, że odgrywa on swoje role w zasadzie dość podobnie. Postać tytułowego Jacka, czyli seryjnego mordercy streszczającego nam w 5 aktach swoje największe
dokonania zbrodnie jest miejscami zabawna i daje się lubić. Sam motyw zabijania i pastwienia się nad ofiarami został tutaj usprawiedliwiony wartością artystyczną finalnego dzieła, którego Jack mimo wielkich starań nie może ukończyć. Na swojej drodze spotyka osoby zdające się nie zauważać jego odmienności czy uczuciowej pustki, której nie jest w stanie niczym zapełnić. Tak jak w poprzednich filmach i tutaj widać inspiracje twórczością Tarkowskiego, w większości przypadków są to jednak dość mocno wypaczone interpretacje.
Sama historia opowiedziana w filmie stanowi poniekąd streszczenie przepełnionego zbrodnią życia głównego bohatera, który zdaje się być kompletnie znieczulony na wszelkie uczucia. Próbując usprawiedliwić krwawe uczynki ideą wyższych celów, stara się dopasować do profilu innych seryjnych morderców. W jego mniemaniu jedynym sposobem na wyjście z zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych są kolejne zbrodnie, które popełnia bez cienia emocji czy strachu. W obliczu nieuniknionego do celu podróży prowadzi go niejaki Wer (skrót od Wergiliusz), który jest alegorią do rzymskiego poety prowadzącego alter ego Dantego przez kręgi piekielne w Boskiej komedii. Tytułowy Jack próbuje przedstawić widzom swój punk widzenia, ale czy gloryfikację zbrodni w imię wyimaginowanego wyższego celu można w jakikolwiek sposób usprawiedliwić?
Podsumowując. The House That Jack Built próbuje pokazać nam inne spojrzenie na życie seryjnego mordercy. Jak to w filmach tego reżysera bywa, z jednej strony nie możemy oderwać się od ekranu, by w innych momentach zastanawiać się czy tak drastyczna scena naprawdę była potrzebna… Film obejrzałem z wielką przyjemnością, ale brakowało mi tutaj bardziej dogłębnego spojrzenia na tożsamość mordercy, jego pobudek czy motywacji. To już jednak standard w filmach Larsa von Triera – nic nie jest podane wprost, a źródeł zachowań bohaterów musimy doszukiwać się sami. Otwiera to przecież furtkę do masy interpretacji, których i tutaj na pewno nie zabraknie. Bez wątpienia jest to film wart uwagi, obok którego po prostu nie można przejść obojętnie.
Może dołączysz do dyskusji?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy, możesz być pierwszy!