DmC: Devil May Cry – MiniRecenzja
Seria Devil May Cry dobrze znana jest graczom na całym świecie. Odpowiedzialny za nią japoński producent i wydawca gier – studio Capcom, przez wiele lat tworzył kolejne gry związane z białowłosym łowcą demonów. Czasy jednak się zmieniły, a seria potrzebowała wyraźnego „powiewu świeżości”. Capcom zachował więc rolę wydawcy, a stworzenie najnowszej części serii zdecydował się oddać w ręce brytyjskiego studia Ninja Theory, które odpowiedzialne było wcześniej m.in za takie tytuły jak: Heavenly Sword, czy Enslaved: Odyssey to the West.
Jak ta zamiana odbiła się na samej grze? Przyznam się, że nigdy nie byłem specjalnym fanem serii. Owszem, zdarzyło mi się pograć we wcześniejsze części, ale było to jeszcze za czasów PS2. W nowej odsłonie (poza zmianą koloru włosów głównego bohatera) jest na pewno bardziej dynamicznie, mamy również więcej przestrzeni do eksploracji. Fani serii mogą mieć pretensje do uproszczenia wielu elementów walki – myślę jednak, że chodzi tutaj o fakt, by gra dotarła to szerszego grona odbiorców. Nowe DmC działa na wysłużonym już silniku Unreal Engine 3 – nie żeby grafika wyglądała jakoś przesadnie źle… po prostu nic specjalnego, zwłaszcza że mamy 2013 rok. Na plus zasługują jednak konstrukcje etapów oraz ogólna wizja „świata”. Zresztą zobaczcie sami.
Ciężko jest wypowiadać się w kontekście serii, skoro – tak jak ja, nie grało się za dużo w poprzednie części. Najnowszy Devil May Cry jest na pewno inną grą niż jego poprzedniczki. Fanom serii niekoniecznie się to spodoba. Może jednak przyciągnąć nowych graczy i przy okazji zachęcić ich do sięgnięcia po starsze tytuły z serii. W końcu historia z udziałem Dante – syna demona i anielicy ma swoje zasłużone miejsce wśród klasyków gatunku. Przejdźmy jednak do najważniejszego pytania – czy warto zagrać? Jeśli akurat macie trochę wolnego czasu i lubicie slashery – to czemu nie? ;-)
Może dołączysz do dyskusji?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy, możesz być pierwszy!