Z cyklu znalezione po latach – Esej o hazardzie
Kilka dni temu odnalazłem tekst, który napisałem na przedmiot o wdzięcznej nazwie socjologia prawa (było to dokładnie w lutym 2009 roku). Od razu wyprzedzę Wasze pytanie – nie, nie będę umieszczał tutaj wszystkich esejów, które przygotowałem przez okres studiów. Po prostu ten jest dla mnie szczególny, gdyż dostałem za niego „banie”. Ciekawe jest przeczytać coś takiego po latach… i przypomnieć sobie niesamowicie motywujące słowa wykładowcy, które brzmiały: „Panie Adrianie, sugeruję zmienić temat”. Teraz mi tego brakuje…
PS: Pamiętajcie, że tekst pochodzi z 2009 roku i nic w nim nie poprawiałem!
Hazard (podejście socjologiczne)
Co tak naprawdę decyduje o tym, że czujemy się szczęśliwi? Gdy jesteśmy, nie zastanawiamy się przecież nad tym – dopiero z brakiem owej „szczęśliwości” człowieka zaczynają nachodzić złowieszcze myśli, chcąc jednak je odpędzić szukamy rozrywki mogącej pochłonąć nas na tyle, by wszelkie rozterki minęły. Ludzie potrafią sprokurować wiele sposobów na wyjście z takiego stanu – można przecież kupić sobie psa, zapisać się na aerobik albo adoptować dziecko. Jeden z moich wieloletnich przyjaciół wpadł jednak na zgoła odmienny pomysł – jednak czy nałóg można nazwać sposobem na wyjście ponad szarość życia codziennego? Sposób dobry jak każdy inny, nie zawsze bardziej kosztowny, nie zawsze wygodniejszy, czasem pozwalający poczuć coś intensywnego, intensywnego na tyle by przyciągnąć go znowu. Zawsze podchodziłem do hazardu z pewną dozą nieufności, można by powiedzieć, że bałem się ryzyka, ale każdego przecież to kręci? Wierzymy bowiem, że to właśnie do nas los się uśmiechnie, że być może wszystko się odmieni.
Hazard – wszystkie gry pieniężne, w których o wygranej decyduje przypadek. Słowo „hazard” pochodzi z języka arabskiego: „az-zahr” znaczy „kostka”, „gra w kości”. W języku angielskim dosłownie przetłumaczone oznacza „niebezpieczeństwo”, „ryzyko”.
Hazard rozwija się od lat ‘70, zwłaszcza w krajach zachodnich. Do najsłynniejszych gier hazardowych należą m.in. ruletka i poker. Miastem określanym jako „Miasto hazardu” jest Las Vegas, w którym dziennie na rozrywkę ludzie wydają miliony dolarów. Historyczną „stolicą hazardu” jest Monte Carlo w Monako. Hazard był obecny we wszystkich starożytnych cywilizacjach. O wartościowe rzeczy i niewolników grano w Chinach już około 2300 lat p.n.e., w Tebach około 1500 lat p.n.e. Dowody na gry hazardowe są w inskrypcjach na piramidzie Cheopsa i w Biblii (rzymscy żołnierze grali o szaty konającego na krzyżu Chrystusa). Znane do dziś oczko i poker zostały wymyślone w Chinach. W karty przekształciły się tam pieniądze, którymi pierwotnie odbywała się rozgrywka. Karty z wzorami dywanów dotarły w XIII wieku do Włoch i Hiszpanii. Tam pojawiły się figury: król, dama, walet. Francuzi twierdzą, że to oni wynaleźli tak oznaczone karty, podają nawet konkretną datę: 1387. Pierwsza drukowana talia kart z nowym wzorem (wcześniej rysowano i zdobiono ręcznie) miała opuścić w 1440 roku warsztat Gutenberga.
W tym momencie warto też dodać przez pryzmat jakiej gry będę starał się definiować hazard. Zanim to uczynię dodam, że osoby na których prowadziłem moje obserwacje, poza wspomnianym wcześniej przyjacielem to ludzie w rozległym przedziale, zarówno majątkowym jak i wiekowym – przekrój polskiego społeczeństwa. Postaram się omówić „grę” bardzo rozlegle występującą w polskim społeczeństwie, w co drugim pubie stoi przecież tzw. „Maszynka” – zwana potocznie Jednoręki Bandyta, a oficjalnie: „Automat do gier o niskich wygranych (AoNW)” lub po prostu maszyną wrzutową, z ang. ‘Slot machines’ (będę używał określenia „Maszynka”, gdyż kojarzy mi się najlepiej i jest chyba najbardziej potoczne ze wszystkich nazw jakie słyszałem). Niby zwykły automat, zawsze kojarzący mi się z dzieciństwa – z automatami do wszelakich gier zręcznościowych. Zawsze zastanawiało mnie co robi ta zgraja ludzi przy tego typu automatach, co oni w tym widzą, przecież w to się nie da wygrać, każdy tylko wrzuca pieniądze, postoi trochę patrząc na układające się słupki (najczęściej owoce) i odchodzi z wyraźnie zrzedłą miną. Może raz na jakiś czas komuś uda się wygrać, ale przecież to bezsensu, gdyż za jakiś czas znowu odda maszynce wygrane pieniądze. Nad sensem takiego działanie będziemy się jednak zastanawiać później, na razie opowiedzmy trochę o historii naszego hazardowego urządzenia.
Jednoręki Bandyta został stworzony przez Charlesa Feya w roku 1896 w San Francisco. Maszyna ta zbudowana była z żelaza i wyposażona w dźwignię, która aktywowała cały mechanizm. Posiadała także miejsce gdzie należało wrzucić monetę, w przeciwnym wypadku nie można było skorzystać z tego rodzaju rozrywki. Urządzenie Feya zdobyło wielką popularność i stało się głównym atrakcją kasyn jak i także pomniejszych barów i sklepów. Przed wynalazkiem Charlesa Feya istniały jednak liczne tego typu maszyny, których działanie także oparte było na szczęściu. Większość z tych automatów pozwalała wygrywać papierosy czy drinki w zależności od wylosowania odpowiedniej kombinacji liczb czy figur. Podstawową jednak różnicą w wynalazku Feya był fakt, że jego maszyna wypłacała żetony. Gra w jednorękiego bandytę należała do bardzo prostych, lecz zależnych wyłącznie od szczęścia. Maszyna wyposażona była bowiem w trzy rolki oznaczone różnymi symbolami. Jeśli po wrzuceniu monety i pociągnięciu dźwigni wszystkie trzy rolki pokazywały ten sam symbol to dany gracz wygrywał nagrodę. Dzisiaj w każdym kasynie stoi kilkanaście różnego rodzaju automatów, których prekursorem był właśnie Charles Fey. Wiele z nich zostało zmodyfikowanych, lecz podstawa działania i sposób zwycięstwa nie uległy zmianie. Dużą popularnością cieszą się automaty progresywne, gdzie gracze mogą zdobyć wysoką wygraną. Jest to spowodowane faktem, że do wygranej wliczane są wszystkie monety przegrane przez pozostałych graczy (jest to tzw. Jackpot). Tego typu wygrane dochodzą nawet do 1 miliona dolarów. W miarę zwiększającej się popularności automaty losowe także się zmieniły. Dzisiaj nie są one prostymi maszynami mechanicznymi, chociaż często tak wyglądają. Każda maszyna ma wbudowany tzw. RNG, czyli „Random Number Generator” (czasem nazywany EPROM). Jest to mały komputer, który decyduje jaki będzie procent przewagi kasyna na danej maszynie. Często dwie takie same maszyny stojące obok siebie mają RNG nastawiony na inny procent przewagi kasyna i często też RNG są wymieniane między maszynami. Zwykle maszyna zatrzymuje 1% do 25% całości pieniędzy, wypłacając resztę w postaci wygranych. Zależy to między innymi od minimalnej stawki na danej maszynie (mniejsza stawka – większy procent przewagi kasyna).
Znamy już zatem historię naszego hazardowego urządzenia, należało by dodać, że w naszym kraju wizja „Jednorękiego bandyty” znacząco odbiega od tej zagranicznej, u nas bowiem maszynki znajdują się (w ogromnej przewadze) poza kasynami – chodzi mi tu o puby, sklepy czy choćby małe pomieszczenia przeznaczone wyłącznie do gry. To tam właśnie ogromna większość osób ma z nimi pierwszy raz do czynienia. Można zostać zatem nałogowym graczem nigdy nie będąc w kasynie.
Zanim za namową przyjaciela sam spróbowałem zagrać starałem się dociec jakimi pobudkami kierują się osoby grające w tego typu gry hazardowe, pierwsze co przyszło mi do głowy to :
NUDA, siedzimy przecież w pubie, rozmawiamy ze znajomymi, palimy papierosa, dlaczego by więc dla zabicia czasu nie zagrać, raptem parę złotych można zamienić na kilkaset, przy okazji atmosfera przy stoliku może ulec zmianie.
OKAZANIE STATUSU MATERIALNEGO, zauważyłem, że niektórzy podchodzą do maszynki z ostentacyjnie wyjętym banknotem, bądź plikiem banknotów, prezentując dość samobójczy styl grania – wysokie stawki od początku, głośno przy tym rozmawiając (komentując wyniki), przeważnie przy niepowodzeniu odchodzą bez najmniejszych oznak złości.
ZABAWA, kilka osób wchodzi do lokalu, od początku okupując maszynki, są nastawieni na dobą zabawę, czy wygrają czy przegrają niema to znaczenia, liczy się sam fakt grania… czyli jednak może to być tylko rozrywką?
NAŁÓG, niestety zdecydowana większość osób które obserwowałem, etap „zabawy” miała już dawno za sobą. Piwo, do tego jakieś tanie papierosy, przeważnie są sami, grają według swojego, wypracowanego latami niepowodzeń schematu – co najlepsze każdy opowiada tylko o tym ile wygrał, tak jakby przegranej nigdy nie było.
Wszystko zmieniło się jednak w momencie w którym sam zacząłem grać, najpierw razem z przyjacielem na zasadzie składki, potem już na własną rękę. Teraz jak o tym myślę wydaje mi się to drobnostką, nikt przecież nie nakazuje komuś wrzucać tam pieniędzy, maszynki tylko stoją i mrugają sobie, co więc jest powodem dla którego ludzi potrafią przegrać w niej wszystkie pieniądze jakie posiadają?
SZANSA NA WYGRANĄ, to właśnie ona, choćby była minimalna, jest powodem dla którego ludzie są gotowi inwestować – inwestować w nią wszystko co mają. Właściwie może to nawet nie owa „szansa”, lecz obietnica lepszego życia, obietnica zmiany, choćby namiastka przyszłych korzyści. Tutaj już zaczyna się nałóg, występuje w momencie kiedy nasze oczekiwania są dużo większe od możliwości oferowanych przez owe urządzenie. Ujmę to może w ten sposób: jeśli przegraliśmy dużo to będziemy starali się odkuć – i tu zaczyna się błędne koło, gdyż szansa na odzyskanie pieniędzy jest nikła. Mimo to w stanie skrajnej desperacji ludzie zastawiają dorobek swojego życia, z każdym kolejnym krokiem wmawiając sobie, że skoro tak wiele już stracili to niema już odwrotu.
Warto wyróżnić kilka zachowań, a właściwie postaw pojawiających się u graczy, zarówno tych nałogowych jak i tych dopiero zaczynających swoją przygodę z „maszynkami”:
1. Bagatelizacja nakładu środków pieniężnych
Gdy ktoś zaczyna swoją przygodę z maszynką to strata kilkunastu złotych będzie dla niego bardzo frustrującym doświadczeniem, z czasem jednak wraz z ilością „zainwestowanych” pieniędzy próg owej frustracji ulega znacznej zmianie, potem już kilkaset złotych to żaden wkład. Zastanawiając się nad tym doszedłem do wniosku, że mamy tu do czynienia ze swoistym „oswojeniem” się z automatem, po dłuższym okresie grania – gracze gotowi są zainwestować coraz większe pieniądze, tak jakby przeczuwali, że to właśnie wtedy są w stanie coś wygrać. Zauważyłem też, że z czasem gracze jakby w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, ile pieniędzy właśnie wrzucili, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogą wszystko przegrać. Pytani potem o zainwestowane w maszynkę środki nie są w stanie konkretnie odpowiedzieć, tak jakby niebyli tego świadomi. Często pada też odpowiedz typu: „i tak wczoraj dużo wygrałem” lub „jeszcze jestem na plusie” będące zazwyczaj zwykłym oszukiwaniem samego siebie.
2. Intensyfikacja wygranych środków pieniężnych
Występuje zazwyczaj wraz z punktem pierwszym, każdy gracz który kiedykolwiek wygrał jakąś większą kwotę będzie cały czas używał jej jako wymówki mającej usprawiedliwić jego dalszą grę. Co więcej wspomnienie o tej wygranej będzie motywowało go w dalszym „okupowaniu maszyny”. Wygrana ta nie zawsze musiała być duża, ważne by wywarła w pamięci gracza wspomnienie na tyle pozytywne i budujące by zapewnić mu satysfakcje. Starając się osiągnąć ten stan ponownie wpadnie w „szpony hazardu”.
3. Brak reakcji na otoczenie
U osób grających powszechny jest brak reagowania na cokolwiek, są oni zazwyczaj tak zajęci patrzeniem na przesuwające się słupki, że nic nie jest w stanie ich od tego oderwać, tak jakby automat miał magiczną moc nie pozwalając oderwać od niego wzroku. Jest to ciekawe zważywszy na to, że maszynki mają z góry zaprogramowany styl układów, można by zatem wrzucić pieniądze, ustawić stawkę, zakleić guzik „start” i po prostu iść sobie gdzieś – wtedy jednak nie byłoby to tak „fascynujące”… tak jakby każdy wierzył, że patrzenie i mówienie do niej pomoże ;-) Można więc powiedzieć, że pobyt przy takim automacie odstresowuje, pomaga się wyciszyć i zapewnia spokój wewnętrzny, pomaga również dojść do harmonii z samym sobą, a wszystko to za drobną opłatą.
Jakieś konkluzje odnośnie tu opisywanych „maszynek”? Czasem za wkład kilku złotych można wyciągnąć kilkadziesiąt albo kilkaset, a czasem ma się to wręcz odwrotnie. Od ludzi zajmujących się serwisem tych urządzeń słyszałem różne ciekawe opowieści, podobno wielokrotnie zdarzały się sytuacje „okupacji” maszynki przez jedna osobę przez wiele dni (z drobnymi przerwami), najbardziej jednak tragiczne jest to, jak powodem wielu nieszczęść się ona staje. Ile osobistych tragedii ma przy niej miejsce, ilu ludzi traci sens życia, oddając się wątpliwej przyjemności naciskania klawiszy „stawka” i „start”. Wszystkiego jednak trzeba w życiu spróbować. Hazard w każdej formie zapewnia rozrywkę, ale jest on rozrywką do czasu, potem staje się już tylko nałogiem doprowadzającym do upadku będącego w istocie konsekwencją szukania tej „lepszej strony życia”.
Ciekawostki z Newsweek’a:
Gdy na Majorce bankrutują właściciele jednorękich bandytów, a Rosja delegalizuje hazard, w naszym kraju przeżywa on złoty wiek – możemy przeczytać w “Newsweeku”.
W 2005 r. w RP było 15 tysięcy maszyn do gier. W tej chwili jest ich 38 tysięcy Policja szacuje, że tylko na warszawskim Dworcu Centralnym jest ich aż 150. “Jest popyt to jest i podaż” – przekazał “Newsweekowi” Dominik Michael, członek zarządu Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych, która zrzesza właścicieli jednorękich bandytów.
Ministerstwo Finansów informuje, że przed dwoma laty nasi rodacy wrzucili do maszyn 5 miliardów zł., w zeszłym roku – 12 miliardów zł., a w bieżącym roku może to być nawet 17 miliardów zł. W 2004 r. na automatach Polska zarobiła 350 milionów zł., w 2007 r. – 4 miliardy zł.
“Polacy odkryli w sobie dusze hazardzistów. Proszę mi wierzyć, wszyscy grają lub będą grać” – wyjaśnia “Newsweekowi” jeden z maszyn do gier.
Ci, którzy korzystają z tego typu automatów z pewnością wiedzą, że najczęściej w jednym lokalu znajduje się nie więcej niż trzy maszyny do gry. Dlaczego? Jeśli stoi ich więcej, to w myśl ustawy jest to salon gier, a więc należy płacić 45% podatek. A tak trzeba uiścić opłatę w wysokości 180 euro miesięcznie od automatu.
Chętnych do prowadzenie tego typu interesu jest z dnia na dzień coraz więcej. Średnio na jednym automacie do gry można zyskać około 10 tysięcy złotych miesięcznie. Wszystko zależy od lokalizacji. Im lepsza, tym większe zarobki – czytamy w “Newsweeku”.
Ale że banie? To pewno ten Pan dzień wcześniej za dużo kasy przepuścił w maszynce?! :-P
Albo nie spodobała mu się moja forma wypowiedzi, na szczęście po latach to już nie ma znaczenia ;-)