Witamy w świecie Christophera Brookmyre’a – Recenzja Bedlam The Game
Często wracam wspomnieniami do lat 90. i mam wtedy nieodparte wrażenie, że w tamtym okresie świat elektronicznej rozrywki rządził się zupełnie innymi prawami. Być może część z Was pamięta jeszcze czasy, w których Quake II i pierwszy Unreal wytyczały nowe standardy w świecie gier. Pamiętam również debaty, które toczyliśmy w szkolnych ławkach (klasa była wtedy podzielona na sympatyków gier Unreal Tournamnet i Quake III Arena), a na lekcjach informatyki nauczyciel był poniekąd zmuszony oglądać nasze zmagania w tychże tytułach… to były czasy! O tym właśnie okresie z mojego dzieciństwa przypomniał mi Christopher Brookmyre, wydając grę o tytule Bedlam, która jest próbą przeniesienia na ekrany komputerów jego powieści o tym samym tytule, a za której stworzenie odpowiadają brytyjskie studia RedBedlam i Standfast Interactive.
Fabuła przenosi nas do świata elektronicznej rozrywki, a etapy stylizowane są na kultowe tytuły z lat 90. – takie jak m.in. gry z serii Quake, Unreal czy Medal of Honor, ale nawiązań jest tutaj całe mnóstwo i dotyczą one przeróżnych produkcji z kilku ostatnich dekad. Głównymi bohaterami są Heather „Athena” Quinn oraz wspomagający ją Ross Baker (nazywany również Bedlam), którzy uwięzieni zostali w świecie gry komputerowej Starfire. Przemierzając kolejne lokacje dowiadują się coraz więcej o przeznaczeniu miejsca, w którym się znajdują oraz o tym, dlaczego się tam znaleźli. Fabuła przywodzi na myśl tę zaprezentowaną w grze SOMA – z tą różnicą, że w tamtym wypadku główny bohater był sztucznym bytem, który funkcjonował w tym, co zostało z cywilizacji. Natomiast w świecie zaprezentowanym w Bedlam – wszystko co nas otacza, jest tylko i wyłącznie wirtualnym światem i… można sobie postrzelać jak za dawnych lat!
Rozgrywka polega tutaj na parciu przed siebie i eliminowaniu pojawiających się przed naszą lufą przeciwników – a będzie ich kilka rodzajów, od cyborgów i nazistów, po zombie i pluszowe zwierzaki. Widać, że twórcy nie szczędzili graczom humoru, bo jak wspomniałem aluzji w formie tekstów, grafik czy dialogów jest tutaj całe mnóstwo – niestety w większości przypadków są one co najwyżej przeciętne. Niektóre etapy zostały zaprezentowane w formie prostych gier zręcznościowych, gdzie musimy ustrzelić coś (bądź kogoś) lub zebrać określoną ilość elementów w danym czasie. Niewątpliwym atutem gry jest masa dostępnych narzędzi eksterminacji wrogów – mamy tutaj aż 17 rodzajów broni! Od karabinu, strzelby i wyrzutni rakiet po pistolet plazmowy i miecz strzelający kulami ognia – taki mix uświadczycie tylko w Bedlam :)
Przejdźmy teraz do oprawy wizualnej – tak więc co ma dla nas do zaoferowania w tej kwestii dzieło studia RedBedlam? Z grafiką bywa niestety różnie, początkowo jest dość słabo, rzekłbym mizernie… ale po kilku godzinach rozgrywki i zmianie otoczenia już ciut lepiej. W pierwszych etapach w oczy rażą tekstury o niskiej rozdzielczości i nikły poziom efektów. Rozumiem, że gra miała być stylizowana na lata 90., ale bez przesady… w końcu mamy XXI wiek. Na szczęście potem sytuacja zmienia się na plus, co możecie zaobserwować na screenach poniżej. Początkowo miałem również spory problem ze zidentyfikowaniem silnika graficznego użytego w tym tytule, ale w końcu wyszło na jaw, że to (jakżeby inaczej) Unity! :) Dobrze, że chociaż optymalizacja jest całkiem niezła, ale z racji mocno przeciętnej grafiki – można się było tego spodziewać, gameplay poniżej.
Podsumowując. Przejście 20 dostępnych w grze etapów zajęło mi około 6 i pół godziny. Czy bawiłem się przy tym dobrze? Z jednej strony kilka z nich przywołało dawne wspomnienia, ale niestety był to tylko krótki przebłysk w całej masie nudy, którą czuć było wokoło. Generalnie większość gry to tylko ciągłe oczekiwanie na to, że być może w późniejszych etapach wydarzy się coś ciekawszego – i tak dochodzimy do finału. Fabuła sporo obiecywała, ale jej przedstawienie jest naprawdę słabe – być może Christopher Brookmyre w swojej powieści oferuje o wiele więcej dobrej zabawy, ale póki co gra nie zachęciła mnie do jej przeczytania. Jedyny dobrze zrealizowany element tego tytułu to strzelanie – a właściwie eksterminacja wrogów. Bedlam The Game to niestety typowy średniak, który stwarza iluzję gry, którą w istocie nie jest. Natomiast jeśli chcecie przypomnieć sobie tytuły z dawnych lat, to zdecydowanie lepiej po prostu w nie zagrać.
Plusy:+ różnorodność etapów i oręża |
Minusy:– miało być zabawnie, a wyszło średnio… |
Może dołączysz do dyskusji?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy, możesz być pierwszy!