Już wiem o co chodzi z tymi nazistami! – Recenzja Wolfenstein: The Old Blood
Podobno „dobry nazista, to martwy nazista” – jak to miał w zwyczaju mawiać William „B.J.” Blazkowicz, jeden z najstarszych i w dodatku ciągle eksploatowanych bohaterów gier akcji. Ostatnim tytułem z jego udziałem był zeszłoroczny Wolfenstein: The New Order, który swoją drogą zebrał całkiem pozytywne recenzje i w wielu przypadkach był również pretendentem do najlepszych gier 2014 roku. Szwedzkie studio MachineGames prawie rok kazało nam czekać na kontynuację jego przygód, ale w końcu się udało. Tak więc dzisiaj chciałbym przedstawić Wam pierwszy samodzielny dodatek do ostatniego Wolfa, który jest zarazem jego prequelem – a zatytułowany został Wolfenstein: The Old Blood.
Fabuła jak zwykle koncentruje się wokół eksterminacji jak największej ilości nazistów, którzy przeszkadzają naszemu bohaterowi w wypełnianiu misji i ośmielają się stawiać opór Amerykanom. Tak więc B.J. Blazkowicz zostaje wysłany do zamku Wolfenstein – tym razem w celu zdobycia tajnej teczki, w której rzekomo znajduje się aktualne miejsce pobytu Wilhelma „Trupiej Główki” Strasse, szalonego naukowca w służbie SS. Naszymi przeciwnikami będą również, lubujący się w karmieniu psów ludzkim mięsem Rudi Jäger oraz Helga Von Schabbs – archeolog badający tajemnice cesarza Ottona I. Od razu odpowiem też na nurtujące Was pytanie – tak, postrzelamy również do zombie!
Mimo, że technologicznie The Old Blood niewiele różni się od wydanego w zeszłym roku poprzednika, tak fabularnie bliżej mu do wcześniejszych gier z serii. Dla przykładu Helga Von Schabbs jest prawdopodobnie córką Dr. Schabbsa – postaci znanej jeszcze z gry Wolfenstein 3D (1992). Mamy również do czynienia z okultyzmem i przyzywaniem pradawnych sił, co przerabialiśmy z kolei w grach Return to Castle Wolfenstein (2001) i Wolfenstein (2009). Niezależnie jednak od tego skąd wzięli się zombie naziści, ważne że podczas naszego pobytu w mieście Wulfburg i jego podziemiach – ochoczo pakują się przed lufę naszego karabinu… niczym w serii Sniper Elite: Nazi Zombie Army.
Nowy Wolfenstein nie przynosi innowacyjnych zmian, warto jednak nadmienić możliwość przejścia dostępnych w grze etapów na kilka sposobów. Możemy więc przekradać się i cicho pozbywać nazistów lub pacyfistycznie darować im ich nędzne życie. Często żeby „zaliczyć” dany etap wystarczy przekraść się niezauważonym do konkretnego miejsca. Przeważnie na daną część etapu przypada po dwóch dowódców, których powinniśmy eliminować w pierwszej kolejności, gdyż mogą sprowadzić posiłki – a wtedy nazistów jest po prostu więcej… ale komu to przeszkadza? W moim przypadku największą frajdę dawało strzelanie do wszystkiego co się rusza – w końcu jak się już bawić, to na całego!
Jak już wspominałem, graficznie niewiele się zmieniło – no może poza ciut lepszą optymalizacją. Gra dalej korzysta z silnika id Tech 5, który swój najlepszy okres ma już niestety dawno za sobą. Można by się przyczepić do niektórych elementów otoczenia i tekstur, ale co tam – powiedzmy, że jest znośnie :) Wspomnę jeszcze, że ponownie zaoferowano nam możliwość zagrania kilku etapów stylizowanych na zapomnianego już dzisiaj Wolfensteina 3D (warto tutaj nadmienić o obrazku w menu głównym, który mocno do niego nawiązuje). Mnie udało się znaleźć 3 takie etapy, być może jednak jest ich więcej – jeden z nich możecie obejrzeć w poniższym materiale (dokładnie od 05:14).
Podsumowując. Wolfenstein: The Old Blood jest udanym dodatkiem, który świetnie uzupełnia serię gier z B.J. Blazkowiczem w roli głównej. Ponoć twórcy w początkowej wersji mieli wydać kilka osobnych DLC – dobrze jednak, że finalnie zdecydowali się zebrać wszystko w całość. Rozgrywka sprawia wiele frajdy i ponownie przypomniała mi jak powinien wyglądać prawdziwy, oldschoolowy FPS. Radosna eksterminacja nazistów zajęła mi tym razem nieco ponad 6 godzin. Pod koniec gry zerknąłem do statystyk i okazało się, że zabiłem ich ponad 1000. Nasuwa się więc pytanie – czy to czyni ze mnie potwora? Oj tam, kto by się przejmował takimi rzeczami…
Plusy:+ rozgrywka dalej sprawia frajdę |
Minusy:– mocno średnia oprawa graficzna |
Jak dla mnie – trzeba zagrać! Wolfa nigdy za wiele :)
Zgadzam się – w końcu Blazko z wiekiem coraz lepszy :)