O co chodzi z tymi nazistami? – Recenzja Wolfenstein: The New Order
Gry z serii Wolfenstein pamięta zapewne ogromna większość starszych graczy – wystarczy wspomnieć tytuł taki jak Wolfenstein 3D, w którego sam zagrywałem się namiętnie podczas zajęć z informatyki w szkole podstawowej. Później był równie udany Return to Castle Wolfenstein (2001) i dość średni Wolfenstein (2009) – zainteresowanych odsyłam do pełnej listy tytułów z tej serii. Widać jednak, że ekipa z MachineGames (której właścicielem jest ZeniMax Media, a najbliższym „krewnym” dobrze znana graczom Bethesda) postanowiła wskrzesić nieco podstarzałego już bohatera gier akcji – William „B.J.” Blazkowicz powraca zatem, by pokazać nazistom gdzie ich miejsce… Czas więc przygotować się na ostrą rozpierduchę, którą Wolfenstein: The New Order niewątpliwie nam zaoferuje. Yeah Blazkowicz, let’s do it!
Jest coś w naszej narodowej mentalności, co można by nazwać dość „ostrym” podejściem do tematu nazistów. Oczywiście nie jest to niechęć bezpodstawna… wystarczy przecież wspomnieć okupację terenów polskich podczas II wojny światowej i wiele, wiele innych haniebnych czynów, których doświadczyliśmy z ich strony. Mam jednak wrażenie, że wyraźnie odróżnia się tutaj Niemców od nazistów – a ci drudzy nie wzięli się przecież z księżyca (jak co poniektórzy sugerują^^), prawda? Można jednak odnieść wrażenie – zwłaszcza jeśli chodzi o fabułę zarówno w grach jak i filmach, że to zabijanie Niemców jest niepoprawne politycznie – a nazistów już nie. Właśnie dzięki temu w Wolfenstein: The New Order możemy eksterminować ich na różne sposoby i (co sugeruje nam fabuła gry i postać głównego bohatera) czerpać z tego przyjemność. Czy jest w tym coś złego? W końcu to byli ci źli, czyż nie…? Bestialscy mordercy bez serca. Na szczęście dobrzy Amerykanie wysłali nam swojego super bohatera! Dość już jednak o „złych” nazistach i „dobrych” Amerykanach, gdyż to temat na nieco inne rozważania.
Jak już wiecie z tego tekstu – głównym bohaterem jest tutaj niejaki William „B.J.” Blazkowicz. Początek gry skupia się na jednej z misji przeciwko nazistom – niestety nie do końca udanej, w której naszego bohatera zraniono w głowę, co spowodowało jego paraliż na kilkanaście lat (przez tkwiący w niej odłamek). Został przez to umieszczony w polskim domu opieki, gdzie doglądała go pielęgniarka – niejaka Ania Oliwa. W pewnym momencie Niemcy postanawiają jednak zamknąć ten przybytek, przy okazji zabijając wszystkich tam obecnych. Blazko nie pozostaje jednak obojętny i z miejsca wracają mu siły witalne… Udaje mu się obronić swoją opiekunkę i uciec ze szpitala, ale… tak naprawdę nie ma dokąd, gdyż okazało się, że to naziści wygrali II wojnę światową i rządzą całym światem… Nasz bohater będzie więc musiał wskrzesić ruch oporu i powstrzymać okupantów. Przeżyjemy zatem masę przygód, przy okazji zakochując się ze wzajemnością w Ani, zwiedzając księżyc i masę innych interesujących miejsc.
Niewątpliwym atutem gry są pojawiające się w niej postacie. Szczególnie w pamięci utkwiła mi Frau Engel i jej kochanek Bubi oraz Wilhelm Strasse – szalony doktor ze zdeformowaną twarzą. Z kolei wśród przyjaciół naszego bohatera możemy wyróżnić osoby takie jak: przywódczyni ruchu oporu Caroline Becker, nasz przyjaciel Fergus Reid, mająca tysiące myśli na sekundę Tekla, czy upośledzony Max Hass, który w późniejszych etapach gry przed każdą misją żegna nas niedźwiedzim uściskiem. W naszej bazie mamy możliwość poszperania w pokojach naszych towarzyszy, przy okazji odkrywając ich historie. W pewnym momencie możemy również przenieść się do etapu, który stylizowany jest na starego dobrego Wolfensteina 3D :)
Graficznie nowy Wolfenstein prezentuje się niestety dość średnio. Twórcy postawili tutaj na ich silnik id Tech 5, który był wcześniej wykorzystywany w grze Rage. W oczy razi brak optymalizacji i ogromna zasobożerność gry (szczególnie jeśli chodzi o tekstury, które w gruncie rzeczy niczym się nie wyróżniają). Na plus zasługują jedynie (w sumie dość jednak okrojone) możliwości destrukcji toczenia. Ogólnie jednak spodziewałem się czegoś więcej, gdyż niektóre tytuły wydane w zeszłym roku wyglądają o wiele lepiej.
Podsumowując. Wolfenstein: The New Order jest w gruncie rzeczy produkcją bardzo udaną. Mimo średniej grafiki, tytuł ten wyróżnia przede wszystkim niezła grywalność i frajda płynąca z samej rozgrywki, która de facto przywodzi na myśl oldschoolowe gry akcji. Czy wystarczy to jednak, by tytuł ten został zapamiętany na dłużej? Czas pokaże… na plus zasługuje również czas poświęcony na jego ukończenie – mi zajęło to 9 i pół godziny. Ponadto podczas gry możemy poczytać znajdujące się tu i ówdzie zapiski i skrawki gazet, które urozmaicają nieco fabułę. Mamy również możliwość odsłuchania czytanych przez Anię listów, rzekomo napisanych przez jej ciotkę Ramonę – a w rzeczywistości będących spowiedzią Ani ze strasznych czynów, których dopuściła się podczas wojny i okupacji. Prawie zapomniałbym jeszcze wspomnieć o bardzo trudnym wyborze moralnym, który przyjdzie nam podjąć na samym początku zabawy – a który nieznacznie wpłynie na resztę naszej rozgrywki. Jak zatem zdążyliście zauważyć – nowy Wolfenstein nie jest niestety tytułem idealnym, zapewnił mi jednak całkiem sporo wrażeń, emocji i dobrej zabawy – co samo w sobie zasługuje na duży plus.
Plusy:+ przyjemność płynąca z rozgrywki |
Minusy:– słaba optymalizacja i średnia grafika |
Fajna recenzja :) Ja na razie się waham co do Wolfa, bo z jednej strony opisy strzelania są pozytywne, ale podejście do klimatu mnie nie przekonuje i do tego opinie o optymalizacji są niestety mieszane :/ . A w takich grach płynność jest mile widziana.
No niestety optymalizacja nie jest mocną stroną tego tytułu – chociaż z tego co pamiętam, to pomaga włączenie kompresji tekstur i zmniejszenie rozdzielczości cieni. Osobiście to czekam na jakieś Twoje nowe teksty ;)