Wyprawa do świata czarów i magii – Recenzja Dark Messiah of Might and Magic
Zapewne każdy z Was potrafi wymienić przynajmniej kilka tytułów, które wspomina z rozrzewnieniem nawet po wielu latach. Do niektórych z nich lubimy wracać szczególnie często – na przykład po to, by przypomnieć sobie uczucia i emocje, które towarzyszyły nam podczas pierwszego spotkania. Do innych z kolei nie przyciąga nas już tak bardzo lub nawet wcale. Porównując taki stan rzeczy do relacji międzyludzkich zauważamy, że często podobnie sytuacja ma się z „odświeżaniem” przyjaźni sprzed lat. Nie jest tajemnicą, że wspomnienia pozostają wieczne – często jednak po konfrontacji z rzeczywistością okazuje się, że dawny czar po prostu prysł… Idąc tym tropem postanowiłem sprawdzić, czy jeden z milej wspominanych przeze mnie tytułów sprzed lat, czyli Dark Messiah of Might and Magic – zaintryguje mnie tak samo, jak to miało miejsce w 2006 roku.
Jak zapewne zdążyliście się już domyślić z tytułu, akcja Mrocznego Mesjasza rozgrywa się w uniwersum Might and Magic. Czeka więc na nas magiczny świat pełen orków, trolli, goblinów i złych czarodziejów – a wszystko to w grze akcji z elementami RPG, która światło dzienne ujrzała w 2006 roku. Za tytuł ten odpowiada ekipa z Arkane Studios, którego pracownicy współtworzyli wcześniej wiele innych znanych produkcji, z serią Thief na czele. Jeśli więc mieliście przyjemność zagrania w którąś z części przygód Garretta, to zauważycie tutaj mnóstwo odniesień do gier z jego udziałem. Na szczęście w Dark Messiah of Might and Magic twórcy nie narzucają nam stylu rozgrywki – możemy więc skradać się i eliminować przeciwników z ukrycia, zabawić się w Robin Hooda i łukiem torować sobie drogę lub z bojowym okrzykiem biec na spotkanie przeznaczeniu.
Głównym bohaterem historii jest młodzieniec imieniem Sareth, który jak to często bywa – musi uratować świat przed mającą nieuchronnie nadejść apokalipsą. Do swojego zadania przygotowywał się już od najmłodszych lat pod bacznym okiem czarodzieje Phenriga, by w końcu móc stawić czoła złu panoszącemu się w krainie Ashan. Podczas podróży towarzyszyć mu będzie młoda czarodziejka Leanna oraz niejaka Xana – sukkub czy jak kto woli, demon przybierający postać pięknej kobiety. Jest ona duchowo połączona z naszym bohaterem i objawia się głównie jako głos pomagający nam podczas rozgrywki. Jak to jednak często z kobietami bywa, stopniowo stara się wpływać na Saretha coraz bardziej, by ten pomógł jej realizować jej własne cele. Na szczęście to, po której stronie „mocy” staniemy, zależy już tylko od nas samych, a podejmowane podczas rozgrywki decyzje w konsekwencji doprowadzą nas do 4 możliwych zakończeń.
Jak wspominałem wcześniej Dark Messiah oferuje nam kilka dróg rozwoju postaci, zależnych od preferowanego stylu rozgrywki. Punkty doświadczenia (zdobywane za wykonanie określonych zadań) możemy więc inwestować w umiejętności walki mieczem, władania łukiem czy rozwijanie magicznych zdolności naszego bohatera. W wersji PC możemy dowolnie rozwijać naszą postać i nie musimy decydować o tym już na początku rozgrywki (co najwyżej nie rozwiniemy określonej zdolności na maksymalny poziom). Wersja na konsolę Xbox 360, która zyskała podtytuł Elements – ograniczała nas do wyboru jednej z dostępnych klas postaci, co w założeniu miało lepiej zbalansować rozgrywkę. Edycja ta zawiera również dodatkowy rozdział (w podstawowej wersji gry było ich 10) oraz naprawia niektóre błędy znane z wersji na blaszaki. Obydwie śmigają oczywiście na silniku Source, dobrze znanym chociażby z serii Half-Life.
Podsumowując. Dark Messiah of Might and Magic wspominałem zawsze jako świetną grę, jednak po 9 latach od premiery (i naszego ostatniego spotkania) nie robi już niestety takiego wrażenia. Jeśli chodzi o długość rozgrywki, to przy tym podejściu napisy końcowe ujrzałem po około 11 godzinach zabawy. Tytuł ten ma swoje lepsze i gorsze momenty, wiele irytujących błędów, częste spadki płynności i wydaje się jakby czegoś tutaj brakowało. Na szczęście świat gry ma swój niepowtarzalny urok, który nie stracił nic ze swojego blasku nawet pomimo tylu lat. Na pierwszy rzut oka widać było tutaj potencjał, który wymagał jedynie doszlifowania niektórych elementów… I to właśnie uczyniło Arkane Studios tworząc swój kolejny tytuł, czyli rewelacyjne Dishonored, które osobiście umieściłem na liście najlepszych gier 2012 roku. Mam tylko nadzieję, że duch Mrocznego Mesjasza będzie towarzyszył kolejnym produkcjom tego francuskiego studia, bo pomimo wspomnianych wad – bawiłem się przy nim całkiem nieźle.
Świetna gra, która w roku swojej premiery była czymś naprawdę wyjątkowym. Super kopniak, świetna praca łuku i mega klimatyczne levele (katakumby i grobowiec Istvana) to ogromne atuty tej gry. Osobiście, polecam :)
Pamiętam, że kiedyś zaintrygował mnie ten tytuł, ale jakoś straciłem nim zainteresowanie… po dzisiejszej relacji kto wie, może jednak do niego powrócę. ;) Długość gry jak najbardziej na plus bo nie mam aż tyle czasu na granie, co kiedyś.
Zagrałem w ten tytuł jakiś rok temu. Doszedłem mniej więcej do połowy.
Kilka super pomysłów, ale późnej aż tak nie wciągało. Ale jedno z tej
gry zapamiętam do końca życia: moc kopniaka. :D
Zgadza się, wejście „z buta” często się przydawało i było zaskakująco skuteczne – zwłaszcza do zrzucania przeciwników z wysokości ;)