Przygody pewnego pechowego detektywa – Recenzja The Evil Within
Gry z gatunku survival horroru od jakiegoś czasu nie mają się niestety zbyt dobrze. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że od czasu pamiętnej czwartej części serii Resident Evil – w temacie tym niewiele tytułów jest nas w stanie czymś zaskoczyć. W końcu gry mają być teraz „łatwe” w odbiorze i możliwe do przyswojenia dla przeciętnego odbiorcy, którym coraz częściej jest osoba w żaden sposób nie zaznajomiona z elektroniczną rozrywką – o czym wspominałem już wcześniej kilkakrotnie. Kiedy więc w końcu pojawia się tytuł, który kusi zagorzałych graczy powrotem do korzeni gatunku i możliwością przeżycia upragnionych emocji – pokusa wydaje się nie do odparcia… I tak właśnie skusiłem się na The Evil Within, produkcję stworzoną przez studio Tango Gameworks (w jego składzie znajdziemy Shinjiego Mikamiego, który pracował wcześniej m.in. przy grach z serii Resident Evil), za jej wydanie odpowiada natomiast Bethesda. Co zatem wynikło z mojego spotkania z tym tytułem? – Przekonajcie się sami.
Już od samego początku naszego spotkania z The Evil Within w oczy rzuca się wiele podobieństw do gry Resident Evil 4. Oczywiście jest to zabieg jak najbardziej świadomy – zwłaszcza biorąc pod uwagę wcześniejsze dokonania jednego z twórców tego tytułu. Poza tym osoby zaznajomione z gatunkiem survival horror będą dosłownie czuć się tutaj „jak u siebie w domu”, gdyż nic nie odbiega od utartych wcześniej standardów. Mamy wiec akcję, skradanie się, nieoczekiwane zwroty fabuły, walki z bossami oraz limitowane zasoby, czyli przede wszystkim amunicję. O ile więc w niektórych etapach jest jej pod dostatkiem – to w innych musimy oszczędzać dosłownie każdą kulę. Nie wspomniałem jeszcze o zagadkach, które również występują – niestety zadecydowanie zbyt rzadko. Ponadto pojawiające się w podczas rozgrywki postacie, lokacje i przeciwnicy przywodzą na myśl również te, które znamy chociażby z serii Silent Hill, F.E.A.R. czy The Suffering.
Odnośnie fabuły, to długo zastanawiałem się jak można by opisać ją w kilku zdaniach – niestety chyba jest to niewykonalne :) Spróbujemy jednak streścić to, co z grubsza się tam dzieje. Naszym bohaterem jest detektyw Sebastian Castellanos, który wraz ze swoimi partnerami (Joseph Oda i Julie Kidman) dostaje zadanie zbadania dziwnych zdarzeń, które wydarzyły się w pewnym szpitalu psychiatrycznym. Na miejscu oczywiście sprawy się nieco komplikują… i w tym momencie można by zakończyć streszczenie fabuły – gdyż dalej, to już nawet najstarsi górale nie widzą co się dzieje^^. Dostajemy się bowiem do świata stworzonego z cierpienia i bólu naszego głównego przeciwnika, którym jest niejaki Ruvik (znany również jako Ruben Victoriano) – w młodości stracił on siostrę w tragicznych okolicznościach i sam ledwo uszedł z życiem, a teraz mści się na wszystkich wokoło. Oczywiście to tylko wierzchołek góry kłamstw, tajemnic i niewyjaśnionych zdarzeń, które wyjdą na jaw podczas samej rozgrywki. Tajne eksperymenty nad możliwościami ludzkiej psychiki, przenoszenie się w czasie i przestrzeni, balansowanie na granicy jawy i snu – baaa, takie akcje to tutaj chleb powszedni!
Gra korzysta z silnika id Tech 5, który wykorzystywany był wcześniej w Rage i Wolfenstein: The New Order. Grafika na pierwszy rzut oka wygląda dość dobrze, szczególnie oświetlenie i cienie. Jednak po dłuższej rozgrywce zauważamy pewne niedoskonałości w teksturach i ogólnie mocno ograniczone pole naszych działań. Lokacje są co prawda dopracowane i różnorodne – ale niestety bardzo małe. Duży minus to słaba optymalizacja, gdyż wymagania nie idą w parze z tym, co widzimy na ekranie. Warto również wspomnieć o domyślnej liczbie klatek na sekundę, która jest ograniczona do 30. Jednak by temu zaradzić wystarczy uruchomić grę z parametrem +com_allowconsole 1, by następnie za pomocą klawisza Insert dostać się do konsoli i wpisać R_swapinterval -1 – co pozwoli nam zwiększyć wspomniany limit do 60 klatek na sekundę (możemy zamiast -1 wpisać 0 i całkowicie zdjąć blokadę, jednak gra może być wtedy niestabilna).
Podsumowując. The Evil Within jest dla mnie jedną z bardziej kontrowersyjnych produkcji tego roku, wobec której ciężko jest podjąć ostateczny werdykt. Na pewno nie można odmówić twórcom wyobraźni! Szkoda jednak, że wiele wątków zostało tutaj dodanych jakby na siłę. W pewnym momencie dowiadujemy się, że nasz bohater ma problemy z alkoholem, gdyż wcześniej tragicznie zmarła jego córka, a żona zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach – można było bardziej dopracować ten wątek, co moim zdanie pozytywnie wpłynęłoby na całą rozgrywkę. Chciałbym lepiej poznać głównego bohatera i motywy, którymi się kierował – a nie ciągle dowiadywać się jak bardzo sytuacja i rzeczywistość, w której się znajdujemy jest zakręcona i zagmatwana. Odnośnie samej rozgrywki, to niby wszystko jest tutaj na swoim miejscu – począwszy od projektu lokacji czy przeciwników, bogatego arsenału i możliwości modyfikacji, a na długości rozgrywki skończywszy (przejście gry zajęło mi około 19 godzin). Jednak paradoksalnie mimo takiej dawki przemocy, grozy i krwi wprost wylewającej się z ekranu monitora, tytuł ten nie straszy tak, jak by się na pierwszy rzut oka wydawało – chyba, że słabą optymalizacją…
Plusy:+ sprawdzony model rozgrywki |
Minusy:– niedopracowana i chaotyczna fabuła |
Uwielbiam takie klimaty jak w tym szpitalu
Momentami prawie jak na ruinach w Kozubniku :)