Powrót bohaterów sprzed lat – Recenzja Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy
Jeśli chodzi o temat Gwiezdnych Wojen, to zawsze mam pewne wątpliwości odnośnie oceny filmów z tej serii. Z jednej strony nachodzą mnie wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to tak jak większość moich rówieśników zbierałem Tazo i byłem zafascynowany historią o dzielnych Jedi, walczących z szerzącym się w galaktyce złem. W tamtych czasach za powiedzenie złego słowa o Star Wars w najlepszym wypadku można było pozbyć się drugiego śniadania, a w najgorszym wyjść ze szkoły z podbitym okiem. Wielu moich znajomych do dzisiaj uważa się za fanów sagi, namiętnie kolekcjonując gadżety związane z tą kultową space operą. Mnie osobiście daleko do miana fana Gwiezdnych Wojen. Tak więc do najnowszej, VII części serii o podtytule Przebudzenie Mocy postanowiłem podejść z dystansem i spróbować obiektywnie ocenić film, na który od lat czekają miliony fanów na całym świecie. Sprawdźmy zatem co z tego wyszło.
Gwiezdne Wojny: Przebudzenie mocy jest pierwszym filmem z serii wydanym po tym, jak Disney przejął prawa do marki od Lucasfilm w 2012 roku. Reżyserii podjął się J.J. Abrams, który z całkiem niezłym skutkiem zrealizował wcześniej dwa filmy z serii Star Trek. Jeśli chodzi o fabułę, to chyba nie jest tajemnicą, że jest ona niemal kopią tej przedstawionej w trzech pierwszych filmach stworzonych przez George’a Lucasa w latach 70. i 80. Nie mogło się oczywiście obejść bez dobrze znanych bohaterów. Ponownie zobaczymy więc w akcji nieśmiertelnego Harrisona Forda, Carrie Fisher i Marka Hamilla, nie zabrakło również Petera Mayhewa (Chewbacca). Nawet pomimo faktu, że wydają się oni wepchnięci jakby na siłę, niewątpliwie dodają uroku całej produkcji. Nie zapomniano oczywiście o nowych postaciach, w których role wcielili się mniej znani aktorzy, tacy jak Daisy Ridley (Rey), John Boyega (Finn) i Adam Driver (Kylo Ren).
Ze wszystkich występujących w filmie postaci najbardziej spodobał mi się czarny charakter, czyli niejaki Kylo Ren, który będąc pod wpływem ciemnej strony Mocy dbał o interesy Nowego Porządku, czyli czegoś co można by nazwać następcami wcześniejszego Imperium. Postać ta byłaby niewątpliwie atrakcją całego filmu, gdyby nie moment w którym ściągnęła maskę, a na sali kinowej można było usłyszeć jęk zawodu… Przed naszymi oczami ukazała się młoda, delikatna twarz nastolatka z bujną czupryną. Nie omieszkam również wspomnieć o małym robociku o nazwie BB-8, który za każdym razem wzbudzał fale entuzjazmu na widowni. Osobiście natomiast skrycie marzyłem, by w końcu jakiś szturmowiec strzelił do niego z blastera i rozwalił na drobne kawałeczki. Takie, które nikt nigdy nie będzie mógł odnaleźć, a tym bardziej złożyć. Amen! :)
Podsumowując. Chociaż bardzo bym chciał, trudno mi ocenić nowe Gwiezdne Wojny w obiektywny sposób. Z jednej strony wiąże mnie z nimi cała masa wspomnień z dzieciństwa – z drugiej oczekiwałem czegoś o wiele bardziej ambitnego, czegoś na miarę dzisiejszych czasów i technologii. Zdaję sobie jednak sprawę, że seria ta nigdy nie była ambitnym kinem – oferowała rozrywkę dla mas i napędzała ogromną machinę marketingową. W oczy raziła mnie przewidywalność i powtarzalność fabuły oraz brak więzi z bohaterami. Karolina mówi, że efekty były na przyzwoitym poziomie, a ja po negatywnych słowach na temat BB-8 muszę przyznać jej rację, choć nie dorównują temu co mogliśmy zobaczyć np. w ostatnim Mad Maxie. Przebudzenie Mocy to film, który może się podobać i nie widzę w tym nic złego – oceniamy go na 7.0/10. Mam jednak wrażenie, że klimat gdzieś uleciał lub po prostu to tylko ja… jestem już za stary na takie filmy.
Nie czytać, kto nie oglądał.
Mnie nowe Gwiezdne Wojny wkurzyły jedną sceną. Wczoraj oglądałem, jakimś cudem nie napotykając wcześniej w sieci spoilerów i strasznie się zasmuciłem. Pewnych rzeczy się nie robi, drodzy scenarzyści! Z jednej strony poznałem nowe losy ulubionych filmowych bohaterów z wczesnego dzieciństwa, ale z drugiej – gdzie teraz moje wyobrażenia o tym, że wszyscy „żyli długo i szczęśliwie”?
No i główni źli jacyś ciency. Poza tym: fajna bajka.
Ja po cichu liczyłem, że jednak będzie to film na miarę dzisiejszych czasów… w końcu wszyscy starzy fani zdążyli już trochę zestarzeć i oczekują czegoś bardziej ambitnego. Wiele scen skierowane było do młodszych odbiorców, ale nie będę się czepiał, bo w końcu muszą stworzyć sobie nową generację fanów :)
Przyznam szczerze – nie czytałem całości, bo bałem się spojlerów (jeszcze nie oglądałem nowej części Starych Warsów) – jest czego się bać, czy jednak mogę czytać spokojnie? ;)
To lepiej nie czytaj, bo potem będziesz rzucał we mnie mieczem świetlnym :) Jak już obejrzysz, to na spokojnie wymienimy opinie.