Gameplay jako substytut grania?! Ciężkie jest życie Gracza – Część 3
Wspominałem już wielokrotnie przy różnych okazjach, jak bardzo cenię sobie serial animowany South Park. Powodów jest oczywiście cała masa! Poza bardzo specyficznym humorem, poruszane są w nim kwestie, o których media w Ameryce niejednokrotnie nie chcą wspominać. Często obrywa się ludziom bogatym, sławnym i cenionym, ale przynajmniej dzięki temu możemy choć w małym stopniu poznać nastroje, które panują za oceanem. Jeden z zeszłorocznych odcinków (możecie go obejrzeć tutaj) przypomniał mi kwestię, o której chciałem napisać już od dawna. Porusza on m.in. tematykę materiału nagrywanego podczas rozgrywki, który określany jest nazwą gameplay. Sam bardzo często dołączam do moich tekstów fragmenty rozgrywki, byście mogli na własne oczy sprawdzić czy warto się zainteresować danym tytułem, czy lepiej go sobie odpuścić.
Ale czy już kiedyś tak nie było?
Cofnijmy się odrobinę w czasie. Pamiętacie może jeszcze zamierzchły okres lat 90. – kiedy w kilka osób okupowało się prawie zapomniane już komputery pokroju Atari czy Amiga? Często przesiadując w kilka osób przed telewizorem czy monitorem, z uwagą przyglądaliśmy się czyimś zmaganiom, by w konsekwencji zagrać samemu – a wtedy to my i nasze poczynania były w centrum uwagi. Bardzo miło wspominam ten okres… Jak jednak mają się tamte mgliste wspomnienia do aktualnej rzeczywistości? Czy współczesnym odpowiednikiem tamtejszego „wspólnego grania” – czy bardziej „wspólnego obserwowania”, są właśnie wszelakiej maści filmiki, jak gameplay czy walkthrough? A… i zapomniałbym o streamingu rozgrywki na żywo :) Czy zatem zawsze woleliśmy biernie obserwować jak ktoś gra, zamiast spróbować własnych sił?
Przecież to prawie to samo, prawda?
Rozumiem, że nie każdy ma możliwości by w daną grę zagrać. Możemy przecież nie posiadać konsoli, na którą dany tytuł jest exclusivem, albo nasz poczciwy PC jest już za słaby i nie da rady go „udźwignąć”. Możemy również nie mieć czasu i przede wszystkim pieniędzy, by pozwolić sobie na własne przygody z nowymi produkcjami… Powodów jest całe mnóstwo – pytanie jak wpływa to na odbiór przez nas danego tytułu? W końcu każdy chce sprawdzić jak prezentuje się gra przed zakupem – a najłatwiej zrobić to właśnie poprzez obejrzenie materiału, który nagrany został przez kogoś innego. Nie ma w tym oczywiście nic złego. Szokuje mnie jednak tendencja, która polega na ciągłym oglądaniu nagranego przez kogoś materiału, zamiast spróbować własnych sił z danym tytułem. Idąc tym tropem niedługo do pisania recenzji nie będę musiał nawet raz zagrać – mogę przecież obejrzeć, jak ktoś robi to za mnie.
Gameplay i jego rola w kulturze masowej
Z założenia gameplay ma za zadanie przekonać do danego tytułu, pozwolić nam na ocenienie samej rozgrywki i potencjału konkretnej gry w naszych oczach, czyli zachęcić (bądź zniechęcić) nas do zakupu. Mnie zazwyczaj wystarczy kilka minut, by stwierdzić, czy warto dać szansę danemu tytułowi. Wszystko zależy oczywiście od konkretnej produkcji, często więc potrzeba więcej czasu… Ale czy oglądanie, jak ktoś gra przez kilkanaście, czy kilkadziesiąt godzin jest tutaj rozwiązaniem? Nikt nie musi przecież grać we wszystko, co ukazuje się na rynku. Sam gameplay zyskał nowe miano wraz z pojawieniem się wszelkiej maści „youtuberów”, którzy często skupiają wokół siebie nawet setki tysięcy „potencjalnych” graczy. Są oni również prawdziwymi gwiazdami w swojej społeczności.
Trzecie życie na YouTube
Jaka zatem czeka nas przyszłość? Czy zamiast grać i przeżywać własne emocje, będziemy obserwować jak robi to za nas ktoś inny? Czy recenzent będzie w ogóle musiał ukończyć daną produkcję, skoro wystarczy jak obejrzy to w jakimś serwisie? Nie zrozumcie mnie źle – ogromnie cieszy mnie, że mogę obejrzeć gameplay z danej produkcji, zanim sam zdecyduję się w nią zagrać. Z drugiej strony przeraża mnie świadomość, że być może w przyszłości mało kto już będzie grał, a większość skupi się jedynie na podglądaniu czyichś zmagań. Kiedyś mówiło się, że gry oddalają nas od prawdziwej rzeczywistości. Jak więc nazwiemy zjawisko, w którym oglądanie czyichś perypetii z danym tytułem – odciąga nas od samodzielnej rozgrywki? O tym nie śniło się chyba najstarszy góralom :)
Poprzednie odsłony naszego cyklu możecie znaleźć tutaj.
U mnie to różnie bywa. Nie subuję żadnych letsplayerów (popularnych czy nie), longplay’e (z ogromnymi przeskokami) oglądam od wielkiego dzwonu (lub jak wrzucą coś ciekawego, ew. nostalgicznego) – jak już mam „poradzić” się YT jak wygląda dana gierka i czy warto, to zazwyczaj szukam jakiegoś krótkiego filmiku gameplay’owego – a chwała nagrywającemu jak jeszcze zrobi na nim zlepek klipów z co ciekawszych poziomów/misji, niż tylko kawałek z jednego/jednej. Podobnie z e-sportami czy twitchem – czasami zerknąłem tam na coś, ale żeby śledzić poczynania na bieżąco to niezbyt (oryginalny twitch plays pokemon się nie liczy ;)).
Jak już przyjdzie mi obejrzeć jakiś materiał, to też wolę coś krótkiego i treściwego – żeby sobie potem zabawy nie psuć. Nie zmienia to jednak faktu, że to ogromny biznes i jest na to coraz większe zapotrzebowanie, chyba po prostu wielu osobom szkoda już czasu i chęci na samodzielną grę…
Ja nie lubię oglądać gier na YT. Oglądam tylko wydarzenia e-sportowe, których przegapie jakiś live stream. Jeśli gra mnie interesuję, to fabułę poznaję sam, postać rozwijam tak, jak ja chcę. No i oczywiście gram we własnym tempie.
Ja tak jak wspomniałem w tekście, lubię obejrzeć co mnie czeka. Nie zmienia to jednak faktu, że największą przyjemność czerpię z własnej gry ;)
Też z duuużym sentymentem wspominam chwile spędzone niemal całą rodziną przy Atari… Nawet mama sięgała po joystick jak załączaliśmy River Raid ;-) A to było jakieś dwie dekady temu.. Gameplay pożyteczna sprawa, ale to nie to samo! ;-)