Egzotyczny wypad o jakim marzyłem od dawna – Recenzja Dying Light
Pamiętam jeszcze czasy liceum, kiedy to przygotowując teksty na zajęcia z języka niemieckiego, wspomagałem się programem do tłumaczenia, czyli tzw. translatorem. Daleko mu było oczywiście do ideału, ale niejednokrotnie okazywał się zbawienny – zwłaszcza, gdy zbliżał się termin oddania wypracowania. I właśnie wtedy miałem pierwszą styczność ze studiem Techland, które wspomnianą aplikację stworzyło. Nieco później wrocławianie zasłynęli z gry o tytule Chrome (2003), która hulała na ich autorskim silniku graficznym – Chrome Engine. Oczywiście Techland nie spoczął na laurach i szybko zaczęło pojawiać się coraz więcej gier sygnowanych ich logo. Do tej pory największymi sukcesami okazały się serie Call of Juarez i Dead Island. Widać więc, że wrocławskie studio nie boi się wyzwań i wciąż szuka swojego przepisu na sukces. Tym sposobem dochodzimy do Dying Light – ich najnowszego projektu, który ma aspiracje rywalizować z najlepszymi tegorocznymi tytułami. Sprawdźmy więc, czy się udało.
Jak widać Techland lubuje się ostatnio w grach związanych z tematyką zombie, w końcu ich przedostatnia produkcja również bazowała na tym motywie. Wielu graczy będzie więc tytuły te porównywać – niestety mnie osobiście seria Dead Island nie przypadła do gustu. Owszem, uwielbiam motywy związane z zombie – zarówno w grach, kinie jak i komiksach. Powiedzmy sobie jednak szczerze, samo umieszczenie żywych trupów w historii nie gwarantuje w dzisiejszych czasach sukcesu. Byłem więc dość sceptycznie nastawiony do Dying Light – mając w pamięci moim zdaniem średnio udane Dead Island. Jednakże biorąc pod uwagę rozmach z jakim Techland podszedł do swojej najnowszej gry i jej promowania, postanowiłem przemóc się i na własnej skórze sprawdzić, czy nasi rodacy są w stanie stworzyć tytuł o rzekłbym… międzynarodowych aspiracjach.
Akcja Dying Light rozgrywa się w fikcyjnym mieście Harran, które opanowane zostało przez nieznanego wirusa – a ludzie zaczęli umierać i przemieniać się w zombie. Ogólnie temat ten był wałkowany miliony razy zarówno w grach, jak i kinie. Z góry wiadomo więc, czego możemy się spodziewać… Z tą różnicą, że w Dying Light terytorium zakażone przez wirusa ograniczone zostało do jednego miasta i jego obrzeży. Nasz protagonista to niejaki Kyle Crane, który trafia do miasta jako agent organizacji GRE, rzekomo mającej na celu powstrzymanie zarazy. Oczywiście łatwo nie będzie, a na drodze (poza hordami nieumarłych) stanie nam jeszcze wiele przeciwności. Znajdziemy również przyjaciół, kobietę na której nam zależy oraz psychopatycznego mordercę – jak to w typowym „amerykańskim” kinie akcji bywa. Brawa dla Techlandu za pełny polski dubbing – szkoda tylko, że słowa wypowiadane przez aktorów są sztywne i często zupełnie pozbawione emocji… że nie wspomnę o drętwych, często kompletnie niepasujących do sytuacji dialogach. Całe szczęście, że tytuł ten ma wiele innych zalet.
Nie jest tajemnicą, że ciężko w dzisiejszych czasach stworzyć grę, która zadowoli większość graczy. Zazwyczaj twórcy starają się pójść w konkretnym kierunku i skupić na wybranych aspektach. Można to ująć w kilku prostych słowach – albo stawiamy na rozwałkę, albo na realizm. Zdaje się, że nasi rodacy próbowali znaleźć złoty środek i stworzyć tytuł, który zawiera motywy znane z wielu sprawdzonych wcześniej produkcji. O ile więc na początku rozgrywki zombie stanowią dla nas niemal śmiertelne zagrożenie, a praktycznie każde spotkanie z nimi może zakończyć się wczytaniem poprzedniego zapisu gry… tak po kilku godzinach, gdy już rozwiniemy umiejętności naszej postaci – stajemy się powoli prawdziwą maszyną do zabijania. Wtedy to eksterminacja hord nieumarłych z męczącego przymusu, zamienia się w czystą przyjemność.
Dopiero po dobrych kilku godzinach spędzonych z tym tytułem, rozgrywka zaczęła sprawiać mi prawdziwą satysfakcję. Zbawienne okazują się wtedy rosnące umiejętności naszej postaci oraz możliwości tworzenia, modyfikacji i ulepszania broni oraz przedmiotów – a jest ich tutaj całkiem sporo… I nagle całe miasto staje przed nami otworem :) Jak wspominałem wcześniej, Dying Light korzysta z wielu sprawdzonych w innych tytułach motywów. Wspinając się, skacząc i przemieszczając po budynkach czułem podobną adrenalinę jak w Mirror’s Edge, wygląd i schemat lokacji przywodzi na myśl te znane np. z serii S.T.A.L.K.E.R., a kilka występujących w grze postaci i przedmiotów przypomniało mi o Half-Life 2. Dodam, że to tylko czubek góry lodowej, bo odniesień i niuansów jest tu wręcz ogrom. Grafika jest na przyzwoitym poziomie – szkoda tylko, że optymalizacja woła o pomstę do nieba! Poza tym dopiero po kilku łatkach gra nadawała się do użytku (patch 1.4). No i byłbym zapomniał – jest to debiut Chrome Engine 6.
Podsumowując. Do tej pory spędziłem przy Dying Light około 18 godzin – a wystarczyło to by ukończyć główny wątek fabularny i kilka misji pobocznych. Początki były trudne i przez pierwsze godziny spędzone z tym tytułem miałem mieszane odczucia, a momentami wydawał mi się wręcz nudny… W końcu jednak urok Harranu wciągał mnie na tyle, że byłem w stanie przełknąć braki fabularne i inne niedociągnięcia. Kiedy już wyjdziemy ze slumsów do centrum miasta, zarówno otoczenie jak i widoki są wręcz niesamowite, a my możemy w końcu poczuć się jak jeden z nielicznych szczęśliwców mogących jeszcze oddychać… w mieście opanowanym przez żądne krwi bestie. I takie było zapewne zamierzenie twórców – stworzyć świat, który będzie na tyle sugestywny, że pochłonie nas bez reszty. W końcu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Techland stworzył coś niesamowitego – grę mogącą rywalizować z największymi światowymi hitami i jeden z najlepszych tytułów związanych z tematyką zombie. Jeśli więc nie straszne Wam hordy nieumarłych i ścinanie głów maczetą, to być może Dying Light zainteresuje Was tak jak mnie – a wtedy dobra zabawa gwarantowana.
Plusy:+ sugestywny świat gry |
Minusy:– słaba fabuła, postacie i dialogi |
No i elegancko. ;) Cieszę się, że rodakom po raz kolejny się udało. Oby było to dobrym zwiastunem nadchodzących czasów/polskich gier!
Wysoko dałeś :P Graficznie to chyba najlepszy polski produkt ever. Czyli ze słabą fabułą jednak fakt – Angry Joe krytykuje dokładnie ten sam aspekt gry. Z tym, że jego ocena to chyba 6/10 ( z tego co dobrze pamiętam).
Uwielbiam tematykę zombie, a Dying Light pomimo swoich wad dało mi niesamowitą frajdę. Poza tym dawno nie miałem gry, do której chciałbym wrócić po zakończeniu głównego wątku fabularnego – dlatego 9/10 :)