Z cyklu nostalgia gracza – historia pewnego starego dżojstika…
Podczas pewnego wieczoru, spędzanego wspólnie z Karoliną – gdy kolejny raz obrywałem mini piłką do nogi (uwielbiamy grać na strychu i demolować go przy okazji^^) nagle moją uwagę przykuło zakurzone pudło znajdujące się na starej szafie. Nie, żeby Karolina tam nie sprzątała, ale było to na tyle wysoko, że nawet ja miałem problemy z jego dosięgnięciem. Jednak po kilku chwilach stania na palcach udało się nam dostać do zawartości owego pudła. Ku naszemu zdziwieniu, w środku znaleźliśmy kilka prawdziwych „skarbów” z minionej już epoki.
Udało się nam znaleźć komputer Atari 65XE, do którego dołączony jest magnetofon kasetowy + kasety z grami oraz wysłużony już dżojstik. Od Karoliny dowiedziałem się tylko kilku szczegółów na temat pochodzenia naszego „skarbu”, mianowicie sprzęt należał do jej brata i ostatni raz używany był w połowie lat 90-tych (między 1994-1996). Nie wiemy niestety, czy którekolwiek z urządzeń działa ponieważ nie mamy zasilacza. W najbliższym czasie postaram się jednak poszukać brakujących elementów. Jeśli uda mi się złożyć wszystko w całość, to być może nagram nawet gameplay z jednej z dostępnych gier – oczywiście pod warunkiem, że którąś uda się uruchomić ;-)
Kampania reklamowa Atari 65XE z 2013 roku: dziewczyny, plaża, dżojstiki^^
Przy okazji naszego „znaleziska” sam postanowiłem przypomnieć sobie mój pierwszy komputer. Amiga 600, kupiona mi przez rodziców w połowie lat 90-tych zawsze pozostanie w moim sercu, tak samo jak ciągle łamiące się i zacinające dżojstiki, których tak mi teraz brakuje. To były inne czasy, inna mentalność i inne granie. Często mam wrażenie, że już nigdy gry nie będę dla mnie tym, czym były w tamtych czasach – po prostu czystą, niczym nie skrępowaną rozrywką.
Wracając jednak do tytułu posta, mianowicie znaleziony przez nas dżojstik stał się symbolem i logiem naszego Bloga. Symbolizuje bowiem nostalgię jaką czuję do tamtych – zamierzchłych już czasów. I mimo tego, że zdaje sobie sprawę, że nigdy już nie wrócą – to wciąż wspominam je z uśmiechem, tak jak mój pierwszy złamany dżojstik…
ja miałem tego atarusa :D
Niezniszczalny sprzęt, który przywołuje wiele wspomnień ;-)
Czasem zwykła szafa może kryć wiele „niespodzianek” z zamierzchłych już czasów. Aż się boję do piwnicy zajrzeć :-P
że niby mojej? bój się, tam rzadziej sprzątam.. ;)
Hah, tyle dobrodziejstw opisanych, że blog dodany do listy ulubionych. :D Sam nie tak dawno temu znalazłem w szafie starusieńkiego QuickShot’a… rany, ile wspomnień nagle wróciło.