Wracamy do Rapture! – BioShock Infinite: Burial at Sea – Episode 1
Gry z serii BioShock należą do jednych z moich ulubionych tytułów, a ich atutami są bez wątpienia klimat, wyśmienita grywalność oraz nietuzinkowa fabuła. Nie będę się tutaj szerzej rozpisywał, gdyż o całej serii pisałem przy okazji premiery jej ostatniej odsłony, czyli BioShock Infinite. Od tego czasu minęło już jednak kilka miesięcy, postanowiono więc sprawić fanom nie lada prezent i oddać w ich ręce kolejne DLC, które tym razem zatytułowane jest Burial at Sea Episode 1. Dodam tylko, że jest to pierwszy z dwóch epizodów, które przygotowali dla nas twórcy (kolejny wydany zostanie początkiem 2014 roku). Zapewne z samego tytułu domyślacie się już, że z podniebnego miasta znanego z ostatniej odsłony BioShock’a, przeniesiemy się do miejsca, które bez wątpienia można by nazwać korzeniami serii – a mowa tutaj o położonym w głębinach morskich mieście-utopii o nazwie Rapture. Czy był to ukłon skierowany przez twórców w stronę fanów serii, czy może jedynie chęć wyciągnięcia od nich więcej pieniędzy? Jest to przecież jedynie dodatkowa zawartość do pobrania, a jednak musimy za nią zapłacić – chyba, że wcześniej nabyliśmy specjalną edycją BioShock Infinite, która zawierała tzw. Season Pass.
Jak już wspominałem wcześniej, w Burial at Sea Episode 1 przeniesiemy się ponownie do znanego z pierwszych dwóch części gry miasta – Rapture. Akcja rozpoczyna się w biurze detektywistycznym, gdzie nasz bohater (tak jak wcześniej, to Booker DeWitt) zostaje odwiedzony przez tajemniczą kobietę (w tej roli oczywiście Elizabeth), która potrzebuje pomocy przy odnalezieniu dziewczynki o imieniu Sally. Jest on oczywiście dość sceptycznie nastawiony do całej „akcji”, ale w końcu daje się przekonać. Ruszymy więc razem z Elizabeth tropem, który doprowadzi nas do pewnego dziwnego i kontrowersyjnego artysty, a następnie… więcej nie będę zdradzał, gdyż mogłoby Wam to popsuć zabawę. Historia oczywiście jest (jak to w zwyczaju tej serii) dość zagmatwana i nic nie jest tym, na co wygląda. Nasz bohater dodatkowo trapiony jest dziwnymi wizjami, które przypominają mu różne wątki z jego przeszłości. Jeśli chodzi o grafikę wypadku, to nic się nie zmieniło – gra podobnie jak podstawka śmiga na Unreal Engine 3. Zachęcam do obejrzenia nagranego przez nas materiału, który dostępny jest poniżej.
Podsumowując. Burial at Sea Episode 1 jest świetną okazją dla fanów serii, żeby znów poczuć klimat „podwodnego miasta”, znanego z samych jej początków. Szkoda jednak, że przejście tego DLC zajmuje niecałe 2 godziny. Nie uświadczymy tutaj również wszystkich broni i gadżetów używanych w podstawowej wersji gry – mamy dostęp jedynie do ograniczonej ich ilości, co moim zdaniem trochę psuje całą zabawę. Na plus zasługuje klimat i (jak zawsze świetna) postać Elizabeth, która co prawda lepiej wygląda niż się przydaje – ale to już kwestia indywidualna. Osobiście przyznam, że bawiłem się nieźle, chociaż fabuła gry zostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Powiem jednak, że już nie mogą doczekać się premiery Episode 2, gdzie będziemy mieli okazję zagrać – uwaga, uwaga! – Elizabeth :-) Wtedy też wydam ostateczny werdykt odnośnie oceny. Póki co jednak, jak to zwykł mawiać mój promotor – jest dobrze.
Ja jeszcze nie grałem, ale super że wracamy do Rapture. Podniebne miasto z Infinite było świetne, ale Rapture jest jednak jedyne w swoim rodzaju:)
Zgadzam się, Rapture było niesamowicie klimatycznym miejscem – potęgowało to uczucie zaszczucia oraz niebezpieczeństwa, które czaić się może dosłownie za każdym rogiem… no i do tego dochodził Big Daddy :-)